Witam. Nadchodzę z kolejnym odcinkiem, który jest nieco dłuższy od poprzedniego.
Historia pomału pnie się w górę, ale zapewniam, że gdy już wystartuje - będzie się działo.
Całość przeczytała już jedna osoba, która odrzekła, że wiele bardziej jej się to podoba, niż inne opowiadania i była pod wrażeniem, dlatego niezmiernie mnie to pocieszyło i mam nadzieję, że Wam też przypadnie do gustu :)
Liczę na Wasze komentarze i zapraszam do czytania :)
Historia pomału pnie się w górę, ale zapewniam, że gdy już wystartuje - będzie się działo.
Całość przeczytała już jedna osoba, która odrzekła, że wiele bardziej jej się to podoba, niż inne opowiadania i była pod wrażeniem, dlatego niezmiernie mnie to pocieszyło i mam nadzieję, że Wam też przypadnie do gustu :)
Liczę na Wasze komentarze i zapraszam do czytania :)
2
Oczywiście, że nie zasnęła po minionym koszmarze. Dostała za to wenę. Olbrzymią wenę, której nie potrafiła się oprzeć. Zapaliła światło, usiadła na swym drewnianym stołku i rozpoczęła malowanie po płótnie. Każde jej pociągnięcie pędzlem było lekkomyślne, dlatego że kierowało nią w tym momencie silne wspomnienie.
Czarne duże oczy. Lekko przymknięte. Błyszczące. Ciemne, grube brwi były lekko skrzywione. Nos prosty, bez zastrzeżeń. Usta wygięte w krzywym, przebiegłym uśmiechu. Kruczoczarne, potargane kosmyki włosów, sięgające lekko za ramiona. Wyglądały trochę, jakby go piorun strzelił. Czarny płaszcz z lekkim, wygiętym kołnierzykiem. Duże guziki. Prosta i pewna siebie postawa. Uniesiony podbródek... Idealnie.
Szósta trzydzieści siedem.
Uśmiechnęła się do siebie, zafascynowana swoim dziełem. Już nie raz go malowała, ale tym razem uważała, że wyszedł jej perfekcyjnie, wręcz idealnie.
Natychmiast ściągnęła znad biurka stary obraz ze snu, który miewała już parę razy w swym życiu. Tym snem były odwiedziny starej chaty - przynajmniej tak jej się wydawało, że to taki dom...
Stawała wtem na środku drewnianego pokoju. Dookoła były stare dechy, prócz ścian obłożonych nierównym, szarym tynkiem. Pod kwadratowym oknem, które wpuszczało smugi światła, pokonując brudne szyby, mieściło się drewniane biurko. Szare niebo raziło, ale i tak w małym pomieszczeniu widniał półmrok, który odbierał wszystkiemu paletę barw, zniżając tak kolory, że stawały się jedną wielką plamą szarości.
Właściciela pokoju nie było w łóżku, umiejscowionego w rogu pod ścianą kawałek od biurka, dzięki czemu był dostęp do okna. Podeszła do szyby przeciętej na krzyż ciemnymi listewkami. Staw, las i ta ponura szarość. Położyła odruchowo dłoń na biurko, które było w zasięgu jej ręki. Dzięki czemu jej palce poczuły miękkość czarnego pióra, leżącego na nim. Odskoczyła za pierwszym razem ręką, ale zaraz ujęła je w dłoń i dokładnie mu się przyjrzała. Było takie samo jak jej. Jednakże jej wzrok przykuł kawałek, wyjedzonego po bokach papieru. Obeszła biurko, przez co skrzypiąca podłoga dała o sobie znać i zajrzała w treść, której nie mogła rozczytać. Czytała, ale słowa nie były jej znane. Dopiero za drugim razem przebywania w tym pomieszczeniu zdołała rozczytać jedno zdanie, które oznajmiało "Świat powinien milczeć i na zawsze pozostać sam...", czego za bardzo nie rozumiała.
Za pierwszym razem usłyszała za sobą skrzypnięcie podłogi. Obejrzała się za siebie i to był ten moment, w którym stawała oko w oko z chłopcem, na oko mającym z siedem/osiem lat. Jego czarne perły wydzierały w jej duszy strach. Ani drgnął. Patrzył prosto na nią. Prosto w jej przerażone oczy. Dlatego jej oddech się przyśpieszał, nie wiedząc, czego ma się spodziewać, a sen dobiegał końca. Za drugim razem i kolejnym, słyszała tylko stłumiony szloch również dziecka, gdzieś w tle domu, gdy Ten Czarny chłopiec kucał na brzegu stawu.
Ten sen miewała kilka razy z rzędu. Nie zawsze się w nim pojawiał ten chłopiec, ale praktycznie zawsze, znajdowała się w Tym surowym, pozbawionym ciepła, pomieszczeniu. Nie miała pojęcia, do kogo należał ten przeraźliwie smutny szloch, bo zawsze się budziła, gdy Ten ją przyłapał i wypalał ją wzrokiem.
Teraz, odkładając obraz na podłogę, wpatrując się ślepo w kawałek zżółkniałego papieru, spoczywającego na biurku w obrazie, przeleciały przez jej myśli słowa "Puść mnie", dlatego się zawahała, wchłaniając swe myśli w moment, gdy się pojawiła w tym miejscu. Wtedy nie mogła rozczytać tej zapisanej kartki, a może mogła, tylko nigdy nie potrafiła tego zapamiętać, no i zdanie wydawało jej się dłuższe...
Wyciągnęła swój brudnopis i zapisała te słowa, na siłę chcąc sobie przypomnieć te napisy... Niestety nic poza "puść mnie" i wcześniejszego zdania, nie pojawiało się... Odłożyła to na później i powiesiła nowy widok.
- Czy tego chcesz, czy nie. Będziemy patrzeć na siebie już na zawsze. - Odrzekła z dumą do jej boskiej twarzy.
Zrobiła zdjęcie obrazu i gdy wróciła ze szkoły, rzucając torbę w kąt, niezadowolona jak zawsze po powrocie, wyśniona postać przywitała ją w pokoju. Uśmiechnęła się do siebie i usiadła na łóżku. Obraz był na wprost niej.
- Co robisz? - Zapytał Miki, gdy wszedł do pokoju.
- Powiesiłam obraz. - Zawiadomiła podekscytowana.
- Matko... - Przeraził się. Nigdy nie rozumiał zafascynowania jego przyjaciółki, tak strasznie wyglądającym... Nawet nie człowiekiem. - Przerażające to jest...
- Piękne...
- Znowu ci się śnił? - Wydedukował.
- Tak. Jest piękny... Jak się go widzi w śnie, to chyba ma ze dwa metry. - Podzieliła się ciekawostką.
- Widziałaś go, aż tak dobrze?
Wcześniej malowała jakieś placki przypominające człowieka z mało widocznymi rysami twarzy.
- Tak. Stałam naprzeciwko niego. To znaczy, on lewitował, ja stałam na ziemi.
- Ty to jo... - Glebnął się na jej łóżko, założył ręce pod głowę i przyglądał się chwilę 'stworowi'.
- Wygląda jak diabeł w ludzkiej postaci. - Odrzekł po chwili.
- Co nie!? - Zawołała jeszcze bardziej podekscytowana. Sama tak właśnie uważała!
Położyła się obok przyjaciela uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Nie wiem, co może ci się w nim podobać i nie wiem, po co ci kolejny jego obraz. Zaczynasz mieć jakąś obsesję na jego punkcie. - Westchnął, przyciągając ciało dziewczyny do siebie i głaszcząc ją czule po ramieniu.
- Kolejny... Zawsze kolejny jest lepszy od poprzedniego. Zaczęłam go widzieć coraz wyraźniej. Tylko nie wiem jeszcze, jak jest ubrany... Wiem, że ma płaszcz i wielkie guziki, ale nie widzę tego dokładnie... Przypuszczam, że tak jest.
- Nie zasnąłbym tutaj, gdyby To na mnie patrzyło takimi oczami. Czemu to powiesiłaś? Innych nie wieszałaś.
- Bo ten jest boski. Zaczęłam go malować prawie natychmiast po śnie. Nie tak jak tamte. A że to zrobiłam wręcz od razu, to pamiętałam większość szczegółów. Dlatego jest najlepszym obrazem, jaki zrobiłam.
- Te oczy są straszne.
- Wiem, ale mają coś w sobie... - Uśmiechnęła się.
- Taa... Mają w sobie pustą czerń.
Amelia zachichotała.
- Nieee... Ale coś mają w sobie... Mają coś dziwnego, bo gdy na mnie patrzył, czułam coś... Jakby jakieś poddanie, niższość. Tak jak wiesz... W tamtych czasach, w których kobiety nie miały prawa głosu... Nie wiem, jak to opisać. - Zbierała myśli. - Robił takie wrażenie, że jest kimś wielkim. Kimś szanowanym, a ja, jakbym była jakąś z wiochy, nic nieznaczącą dziewuchą, która musi się mu kłaniać. - Uśmiechała się, słysząc swoje słowa, ale tak właśnie się czuła przy Nim. Niestety nie umiała mu opisać więcej uczuć, jakie przy nim odczuwała. Samo słowo 'podniecenie', nie oddawało tego pięknego wypełnienia, jakie w sobie miała podczas snów. To było w tym najpiękniejsze i musiałby to przeżyć i poczuć, żeby zrozumieć jej 'zafascynowanie'
- Opętał cię po prostu. - Skwitował logicznie Miki.
- Haha... Chciałabym...
- Ty jesteś chora. - Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Miał nadzieję, że to tylko jej głupie poczucie humoru.
- Nie. - Uśmiech nie znikał jej z twarzy. - Chciałabym, tylko żeby śnił mi się co noc...
Miki westchnął. Poczochrał jej czekoladowe włosy, wiedząc, że tego nienawidzi. Lubił ją czasem denerwować. Podobali się sobie i oboje tego nie ukrywali. W efekcie również dostał, to czego się spodziewał. Podniosła się i skarciła go wzrokiem, a on się słodko wyszczerzył.
- Gdzie jest Kim? - Zapytała retorycznie, rozdrażniona.
- Wyszła na zakupy. - Uśmiechnął się szerzej.
Położyła się z powrotem. Już wiedziała, dlaczego Miki do niej przyszedł. Gdy Kim była w domu raczej sobie nie pozwalał na ot, takie odwiedzanie jej w pokoju.
Przytuliła się do niego i zamknęła oczy, napawając się jego świeżym zapachem. Chciało jej się spać. To było pewne.
Głaskała go po brzuchu tak jak on ją po ramieniu. Mimowolnie zataczała palcami kółka, mając w głowie swojego Potwora.
Blondyn uśmiechnął się. Wspiął się na łokieć, zwalając dziewczynę ze swego torsu i położył dłoń na jej podbrzuszu. Zaczął ją głaskać, a ona nie będąc już głupią, zrozumiała. Zawstydzona, odciągnęła jego dłoń od siebie.
- Nie patrz tak na mnie. - Uśmiechnęła się już dogłębnie zawstydzona.
- Jak? - Odwzajemnił uśmiech, który odbiegał od tego jej zakłopotania.
- Tak jak patrzysz... - Robiło jej się coraz bardziej gorąco.
- Czyli? - Ładował ją dalej. Cóż się dziwić. Sama przecież go do tego z prowokowała, swoimi niewinnymi zaczepkami.
- Jakbyś miał sprośne myśli. - Zaśmiała się, nie mogąc wytrzymać tego napięcia.
- Heh... Wiesz, że zawsze mam takie przy tobie i nie wierzę, że ty takich nie masz.
- Mam... Gdy myślę o Nim. - Wyznała, chcąc się już zapaść pod ziemię. - Dobra. - Chciała to już uciąć. Atmosfera naprawdę nie była miła dla niej. - Nie zaczynaj tego znowu.
- A co ja mogę za to?
- Idź do Kim.
- Kim to nie to samo. - Zbliżył się do niej.
- To znajdź sobie jakąś na podobe mnie. - Zachichotała.
- Nie ma takiej drugiej. - Usiadł na jej biodrach okrakiem.
- Wiem. - Wyszczerzyła się, przyglądając mu się uważnie. Widziała zza jego głowy Jego. Dziwnie jej było, gdy na nią - teraz - na nich patrzył. Nawet jeśli był to tylko obraz. Zaczynała przyznawać przyjacielowi rację...
Miki nie próżnował. Zbliżył się do niej i pocałował jej usta, tak, jakby smakował najpyszniejsze lody na świecie. Jego dłonie zawitały na jej ciele...
Tak bardzo pragnęła, żeby te usta były Jego, żeby to był On, nie jakiś babiarz... Realizm przyprawiał ją o smutek. Nie mogła się odpędzić od tych myśli...
Trzymała swe dłonie na jego ramionach, oddając się jego pocałunkom. Nie na długo niestety albo i stety, ponieważ drzwi wejściowe dały znak zamykania się. Chciała się natychmiast od niego odsunąć, ale on dalej przyssiewał się do jej ust.
- Miki... - Odwróciła głowę. - Ktoś przyszedł. - Zawiadomiła, czując jego miękki dotyk ust na swej szyi.
- Co z tego. - Wymruczał, nie przerywając pieszczot.
- Jeśli to Steven...
- To, co...
- Zabije mnie, jeśli nas znowu zobaczy...
- Już się przyzwyczaił.
- Nie. Ostatnio mówił, że ci poderżnie gardło, jeśli znowu się do mnie zbliżysz, a mnie zamknie w piwnicy, żebym ci na to nie pozwalała. - Wytłumaczyła poważnie.
- To dlaczego pozwalasz? - Zerknął na nią w końcu.
Sama nie wiedziała, jak ma mu to powiedzieć. On chyba też nie potrafił wytłumaczyć tego, dlaczego zdradza swoją dziewczynę.
Uśmiechnęli się do siebie i pocałował ją raz ostatni.
- Wiem, że mnie kochasz. - Wyznał pewnie, choć z żartem.
- Ja wiem, że ty mnie. - Odpłaciła tym samym.
Zszedł z jej ciała z wielką niechęcią.
- Na razie. - Rzucił na pożegnanie. - Na razie Diable. - Machnął ręką do obrazu i zniknął, zamykając za sobą drzwi.
Amelia się roześmiała, skupiając wzrok ponownie w obrazie.
- Mój Diabełek... - Uśmiechała się.
Sięgnęła po pióro z szafki nocnej. Głaskała go chwilę, próbując sobie wyobrazić tego dużego ptaka. Jak już wiedziała, nie należało do żadnego łabędzia, żadnego orła ani strusia. Swą budową przypominało pióro strusia, aczkolwiek przechodziło w wygląd piór orła. Niestety nie było z identyfikowane i zatwierdzone, choć potwierdzone było to, że było prawdziwe.
Po chwili muskania go opuszkami palców chwyciła za dudkę i przejechała nim po policzku. Miły dreszcz przeleciał po jej ciele, gdy chorągiewka dotknęła jej szyi, zjeżdżając na dekolt. Podciągnęła bluzkę, by poczuć miły dotyk pióra na swym podbrzuszu.
Westchnęła.
Podniosła się i wcisnęła dudkę między obraz a haczyk na ścianie. Niestety nim się odwróciła, pióro spadło. Podniosła je i przyczepiła w dolnym rogu płótna na kawałek taśmy. Odeszła od obrazu i gdy się spojrzała na niego ponownie, pióro znowu leżało na ziemi. Poirytowała się, wydawało się jej, że dość mocno taśma trzyma tak lekką rzecz, pomimo że te lekkie piękno miało na oko półtora metra. Spróbowała ponownie jeszcze trzy razy ani razu jej się nie udało.
- To chyba nie Twoje. - Zażartowała do postaci z obrazu.
Odłożyła pióro na biurko i wyszła z pokoju.
CDN