NIM ZACZNIESZ CZYTAĆ - ZAPOZNAJ SIĘ Z TREŚCIĄ STRONY 'UWAGA' (str. Astral Love)

piątek, 20 kwietnia 2018

Pióro 8

Witam!
Dziś zapraszam na odcinek pełen kłopotów i w samej historii i dla mnie, jako że pisałam połowę od nowa właśnie przed chwilą, gdyż co nieco musiałam zmienić, bo mi się nie podobało...

Mam nadzieję, że jakoś wyszedł :) Jest w nim baaardzo dużo dziwnych rzeczy.

PS. Podczas ponownemu zapoznaniu się z OBE (doświadczenia poza ciałem - podróże astralne), by sobie przypomnieć szczegółów, doznałam jednej dziwnej myśli, o którą chciałabym się Was zapytać, jeśli się ktoś z Was interesował kiedyś takimi rzeczami - oczywiście :) W rozdziale pojawił się mój kolejny, dziwny, krótki sen, który miał miejsce parę lat temu (wyróżniony jaśniejszą czcionką). Uważacie, że mogło być to właśnie To? 

8

Zmartwiła ją jego mina. Był czymś zaskoczony. Czymś bardzo zainteresowany.
Schylił się do niej, by móc spojrzeć w jej oczy z bliska. I to, co poczuła w tym momencie, zbiło ją z tropu. Poczuła, jak wypełnia jej ciało coś nieopisanego. Coś, co pragnęło, by się do niej zbliżył. To coś rozpaliło ją od środka. Nie potrafiła tego skontrolować.
Jego oczy tak przerażające nie patrzyły już na nią. Obejmował wzrokiem tych wszystkich ludzi. Dopiero, gdy zaczęła jej spływać łza, dzikim ruchem, jakby siedziało w nim jakieś zwierze, zwrócił na nią swoje bystre oczy. Co najmniej, jakby słyszał pełzanie kropli po jej skórze. Wyciągnął swój wskazujący palec i otarł ją z taką dokładnością, że nawet nie musnął jej skóry. Kropla wyparowała, tak samo, jak z pióra.
Nie mogła już opanować swych stłamszonych emocji. To był On. Cały czas to był On. Nie miała pojęcia, że kiedykolwiek w życiu uda jej się spotkać twarzą w twarz z tym mrocznym stworzeniem. Nigdy nie była pewna, że takie coś w ogóle istnieje. Dzisiaj się to zmieniło.
Jego złowrogi wzrok objął jej obezwładnione kończyny i uśmiechnął się przebiegle.
Jej ciało zaczęło drżeć, a z krtani wydobywać się dźwięk strachu.
Wyciągnął do niej dłoń i jak w slow motion przyłożył ją do jej drżącej klatki piersiowej.
Zetknięcie ich ciał zaskoczyło wszystkich znajdujących się w tym pomieszczeniu. Rozbłysło identyczne światło, jak wtedy, gdy dusze wniknęły w jej dłoń.
Zdołała ujrzeć tylko jego szeroko otwarte, przerażone oczy, po czym nastała znowu rażąca szarość i ucisk w klatce piersiowej. Co najmniej jakby usiadł na niej ktoś o wadze stu kilo. Gdy uniosła wzrok ponad Niego, ujrzała wielki żyrandol huśtający się delikatnie. Nieskazitelnie biały, łukowaty sufit i powiew przyjemnego ciepła. On zniknął, ale stał nad nią jakiś nieznany mężczyzna. Oczu nie miał zbyt przyjaznych i pierwszy raz od dłuższego czasu nie miała poczucia, że już go gdzieś widziała. Był dla niej prawdziwym obcym.
- Czyż to już? - Usłyszała lekko zachrypnięty głos jakiejś kobiety, którą po chwili zdołała ujrzeć, gdyż zbliżyła się do mężczyzny. Jej reakcja na jej widok trochę ją wystraszyła. Zakryła usta i odsunęła się o krok.
Po ich dziwnych ciuchach mogła stwierdzić, że to nie był jej czas. Na sobie mieli po prostu łachy, które były staroświecko nawet nie ozdobione, aczkolwiek jakoś wykończone. Jakoś...
Amelia choć chciała, tak nie mogła się podnieść, jakby jej ciało w ogóle z nią nie współpracowało. Tak się zlękła, że aż spięła całe ciało, by móc to przezwyciężyć. Udało się jej. Wskoczyła na nogi i zrobiła od nich krok, czując w końcu kontrolę nad sobą. To, co zobaczyła, sprawiło, że zareagowała prawie tak samo, jak ta starsza pani.
Tam, gdzie przed chwilą leżała, leżało ciało jakiejś kolejnej nieznanej jej osoby. Zmarłej kobiety, która miała wbity sztylet w pierś. Nagle poczuła taki ból, tęsknotę i żal, że zaczęła wrzeszczeć, uwalniając swoje olbrzymie emocje. Rzuciła się do ciała z wielką odczuwalną niesprawiedliwością, ale nie dane było jej się nawet z nią porządnie pożegnać. Mężczyzna złapał ją pod pachy i odciągnął od ciała. A ona wiedziała, że to nie było samobójstwo.
- Dlaczego to zrobiłeś!? - Ryknęła z wielkim szlochem, szarpiąc się z nim. Kątem oka zauważyła młodą dziewczynę, która wyglądała w tych olbrzymich drzwiach, jakby nie chciała, by ją ktoś dostrzegł. Czuła jej strach, dlatego wyszarpnęła się z silnych rąk mężczyzny i ruszyła w jej stronę. Ta, widząc to, uciekła, dlatego puściła się za nią biegiem. Wbiegła po zdobnych schodach na piętro. Całe wnętrze budynku wyglądało na zamieszkane. Oprawione obrazy, kinkiety, wykładziny, meble. Wszystko było dziwne, ale teraz wcale się nad tym nie zastanawiała. Wbiegła za blondynką na strych. Tam zwolniła krok. Otarła łzy i podeszła powoli do płaczącej cicho młodej istoty. Usiadła tuż obok niej na drewnianej ławce i wyznała jej miłość. Tak bardzo ją kochała.
- Nigdy nie dam ci zrobić krzywdy. Nigdy. - Głaskała ją czule po ramieniu, po czym zerknęła w jedno z nie dużych okienek, przez które wpadały smugi światła.
Podniosła się i pokierowała do jednej z drewnianych, wielkich kolumn, wspierających łukowaty, równie drewniany sufit. Ściągnęła z niej sznur i otworzyła małe okno. Na środkowej belce okna zawiązała supeł, a na końcu zrobiła pętle, którą zawiesiła na szyi. Odwróciła się roztrzęsiona za siebie, zerkając na pustą ławkę i wspominając sobie swoje słowa.
- Wybacz mi kochanie... Zawsze będę przy tobie... - Zachlipała, czując brak wyjścia z tej opresji, jak tylko to. Czuła się taka zgnębiona przez swojego męża, taka nie wartościowa, taka, jak nie kobieta, że wolała zginąć, niż trwać w tym po wieki. Wzbiła się na parapet i na kuckach przecisnęła się przez małe okno. Przełknęła ślinę, widząc tę ogromną wysokość, ale zamknęła oczy, by się nie bać i puściła się. W tym momencie - w trakcie lotu, pierwszy raz w życiu poczuła się taka wolna. Niczym ptak frunący tam, gdzie będzie mu dobrze. Ucisk na szyi nie był przyjemny i to on właśnie uświadomił jej, co takiego zrobiła. Nagle całe jej życie przeleciało jej przed oczami, gdy się szarpała z duszącą pętlą. I najgorsze było to, że wszystko, co dobre. Jej dzieciństwo. Kąpiel w rzece, leżenie wśród leśnej ściółki i zajadanie się malinami, gdy promienie słońca przedostawały się przez korony drzew, ciepłe ramiona swej matki, pierwszy pocałunek, ślub, narodziny jej dziecka, z którego była taka dumna.  Pierwszej córki rodu, którą wszyscy traktowali jak księżniczkę. Jej niewinne ciepło, gdy tuliła ją do swej piersi.
Spadła, głośno płacząc. Uniosła swe pomarszczone ręce ku górze, splatając palce.
- Boże, czemuś ty nam to robisz? - Szlochała cała roztrzęsiona, widokiem powieszonej córki. - Za jakie grzechy? - Ryczała.
Ból był niemiłosierny. Nie mogła sobie z tym poradzić. Jej umysł zaczął szaleć, czując kolejną nadchodzącą śmierć i zdając sobie sprawę, że będzie przeżywać tak śmierć każdego, kto mieszkał w tym pałacu, zbierało jej się na wymioty.
Zacisnęła mocno powieki, chcąc się uwolnić od tego koszmaru. Usłyszała znajomy trzepot skrzydeł, dlatego na samą myśl, że jest w 'domu', emocje opadły z ulgi. Przez chwilę bała się otworzyć oczy, by znowu nie stanąć w ciele kogoś, kto za chwilę ma umrzeć. Rzeczywistość jednak powiedziała jej jedno. Ona była w momencie, w którym mogłaby umrzeć, będąc twarzą w twarz z demonem.
Jego skrzydła rozwinęły się w całej okazałości, jakby się przeciągał. Miał je tak ogromne, że pod jednym z nich mogłaby się skryć razy pięć. Była nim zafascynowana. Pragnęła je dotknąć. Pogłaskać. Sprawdzić, czy naprawdę są prawdziwe.
Lewitował. Nie wisiał na niczym, więc to nie była żadna pokazówka. Może poniekąd była, patrząc na to, że świece zgasły od powiewu wiatru spowodowany ruchem jego skrzydeł, przez co miała wrażenie, że Czarni narobią zaraz w majtki. Upadli na kolana, oddając mu cześć. Nie miała pojęcia czy oni też go widzą. Robili wrażenie, że nie była z tym sama.
Machnął dłonią, a w jednej chwili wszystkie świece stanęły w wielkim ogniu na podobiznę małych ognisk biwakowych. W tym samym momencie kołki więżące ją na podłodze wysunęły się z kamiennej posadzki. Okrążył ją, nie spuszczając z niej wzroku, a ona, gdy uniosła się na odpowiednią wysokość, została pchnięta w ścianę, a kołki znalazły dla siebie nowe miejsce, tuż za ramami obrazu, do którego została przytwierdzona.
Niektórzy z zebranych uciekli. Nieliczna grupa została na miejscu, najwidoczniej szukająca dalszych wrażeń z nieplanowanego widowiska. Czerwony odwrócił się za siebie, by móc spojrzeć w górę na obraz i dziewczynę.
Zerknęła na niego i miała dziwne wrażenie, że gdzieś już widziała to oko. To samo miała z Tomem. Miała wrażenie, że go zna od zawsze.
Nie mogła się ruszyć. Sznury w ogóle jej nie cisnęły w kończyny. Czuła się, jakby ta ściana była jej podłogą, jakby na niej leżała, ale strach przed upadkiem z takiej wysokości gościł w jej wnętrzu, a zaciśnięte gardło i przed chwilą doznane straszne emocje odbierały jej zdolność mowy.
Jego oczy płonęły żywym ogniem, ale ona nie bała się w nie patrzeć. Cieszyła się, że znalazła w końcu to miejsce. To było dla niej najważniejsze. Jego mroczny wzrok w jej oczach, rozbijał jej duszę na cząstki, ale właśnie w takich momentach czuła. Czuła Go i pragnęła czuć Go już zawsze. Podświadomość jej mówiła, że to jest tylko jego druga twarz. Ona sama przecież miała dwie. Krucha, delikatna, uczuciowa, płacząca, mała dziewczynka i silna z wielką silną wolą, kochająca wyzwania i adrenalinę, mrok i świat pozaziemski.
Swymi długimi paluchami, z których wyrastały czarne długie pazury, przeciął materiał kneblujący jej usta.
- Mów. - Rozkazał.
- Nie wiem... - Pokręciła głową. Poczuła się taka winna!
- Mów! - Wrzasnął.
- Naprawdę nie wiem...
Nawet łza jej nie spłynęła. Jeśli to, co zobaczyła i doznała przed chwilą, miało jej pokazać wyraźnie, co to znaczy ból i śmierć, to z pewnością mu się udało. W takim stanie była nawet gotowa na swoją. Już wiedziała, że to trwa tylko chwilę. A jeśli ta chwila miała spowodować, że mogłaby być z Nim na zawsze, była ogromnie kusząca. A to znaczyło, że przestała się go już bać.
Zauważyła kontem oka, że Czerwony znowu na nią zerka, a On odleciał na środek sali, cały czas będąc do dziewczyny przodem. Wyciągnął dłoń i zrobił charakterystyczny ruch ręką, jakby w nią czymś rzucał. To nie była żadna flegma, błoto, czy pnącza. To było coś podobnego do cienia. Coś, co przypominało kulisty piorun, tylko błyszczący głębią czerni, a ona to poczuła. Na całym swym ciele. Jakby porażona prądem na krześle śmierci.
Pozostali zebrani, słysząc dźwięk stłumionego bólu dziewczyny, odsunęli się od niej, stając w rzędzie i zwracając się przodem do obrazu, co najmniej jakby oglądali ciekawe przedstawienie.
Nie czuła żadnego smutku, śmierci, czy czegoś w tym stylu. Czuła jedynie to, jak jej mózg się wyłącza. Jej myśli zanikają, a jej ciało pomimo napięcia, zaczynało się rozluźniać. Nie zdążyła unieść swych nadzwyczaj ciężkich powiek, gdy po raz kolejny to poczuła. Jej głowa bezwiędnie opadła i gdyby nie jej rozłożone nogi, przypominałaby ukrzyżowanego człowieka. Z pewnością jego ciosy spowodowały, że to, co przed chwilą przeżyła, uciekło, jakby było dawnym snem.
- Jeszcze raz? - Usłyszała męski głos.
- Nie. Nie możemy jej zabić... - Odrzekł inny. - Kończymy...
Otworzyła oczy.
- Przestań... - Wydusiła z siebie cicho.
Podleciał do niej, robiąc przy tym silny wiatr.
- Mów, co zrobiłaś? - Wysyczał.
Pokręciła lekko głową i z ledwością ją uniosła, spoglądając w jego podłe oczy, które głęboko w środku płakały. Czuła to. Doskonale to czuła. Był taki słaby, gdy jego maska taka silna. Czuła, że dzięki pozbytym emocjom paniki i strachu, zaczynała go odgadywać.
- Nic nie... - Zaczęła spokojnie.
- Kłamiesz! - Wrzasnął i zamachnął się na nią. Zdążyła odwrócić twarz, ale za to poczuła pieczenie na linii żuchwy a szyi.
Jego czarny płaszcz, opięty i zapięty sztywno paroma guzikami, wykończony stójką, przestał się poruszać pod wpływem oddechu. Zmierzyła jego tors i zerknęła z powrotem w jego oczy. Zbliżył do jej szyi dłoń i odsunął po chwili, mając na palcu czerwoną maź. Delikatnie musnął palec językiem. Jego oczy rozbłysły szczęściem, a ona widząc to, uśmiechnęła się lekko. Przechyliła z powrotem głowę, udostępniając mu swą ranę. Pragnęła go. To nie było już żadną tajemnicą.
Zbliżył do niej swą twarz. Jego usta były tak delikatne, że pragnęła w nich zatonąć. Jego język tak zwinny, że pragnęła, by ją nim dotykał wieczność. Zamknęła oczy, napawając się jego bliskością.
- W końcu cię znalazłam... - Przypomniała cicho, upojona szczęściem.
Odsunął się od niej. Wymienili się spojrzeniami, a ona niewiele myśląc, zbliżyła się do niego i musnęła jego usta, czując w nich posmak metalu. Pocałunek nie trwał długo, ponieważ odsunął się od niej, gromiąc ją wściekłym wzrokiem.
Natomiast znaczył dla niego tyle, ile akceptacja jego bytu. Dała mu siebie, przez co czuł niesamowitą siłę, która z każdą chwilą rosła, odkąd w ogóle się pojawił. Szanowała go, a tego nigdy nie zaznał. Tak ludzko na niego patrzyła, jak nikt wcześniej. Poczuł tyle ciepła, że sam ogień był w tym momencie zbyt zimny. To nie było dla niego coś zwyczajnego. To było dla niego zbyt wiele.
Odsunął się od jej ciała na około metr. Sznur na jej kończynach spadł na ziemię, a on złapał ją w swe szpony i jak jastrząb ze swą zdobyczą wyleciał przez jedno z okien, gasząc za sobą wszelaki ogień na sali. Unosząc się ku czerni nieba, nad koronami drzew gęstego lasu, wachlując swymi skrzydłami, czując jej ciepło przy swoim ciele, pokierował się w określone miejsce.
Wylądowali kawałek dalej. Samotny dom, pośród pola, swym wyglądem odstraszał i zniechęcał. Jednak nie to było teraz ważne.
Spojrzała na niego ponownie. Czuła się taka wykończona, ale nie mogła sobie darować, gdyby tego nie zrobiła. Wyciągnęła dłoń i w końcu zrobiła to, co chciała od dawna. Położyła swą dłoń na jego monumentalnym skrzydle. Miękkość, delikatność i przyjemność, to było to, co poczuła, nim rozpłynęły się w powietrzu. Nie był już taki wielki. Jego pazury zniknęły tak samo, jak ta upiorna ciemność, którą sprawiał swoją osobą.
To był On. Ten, który zaczął witać ją swą normalną osobą w jej życiu. Jego oczy nadal były pochłonięte blaskiem ciemności, ale to dodawało mu tylko uroku. Była w nim zakochana. Mogłaby przy nim umrzeć. Był tak idealny i perfekcyjny, że pragnęła, by jej nie opuszczał albo zabrał ze sobą, gdziekolwiek chciałby odejść. Pragnęła wiedzieć o Nim dokładnie wszystko. Marzyła o tym, żeby być przy nim na zawsze.
- Nie przychodź tam więcej. - Ostrzegł równie normalnym tonem głosu.
- To byłeś cały czas Ty. - Zerknęła w górę, w jego skupione oczy.
- Jak to zrobiłaś? - Nie rozumiał.
- Nie mam pojęcia... Te dusze... One powstały... Widziałeś przecież. - Przypomniała sobie, że przecież stał po drugiej stronie stawu, poza tym, że miała wrażenie, że jej nogi zaraz przestaną utrzymywać jej ciężar ciała.
- Jedyne co widziałem, to odbicie księżyca w wodzie...
- To nie był księżyc. Księżyca dzisiaj nie wi... - Przerwała, ponieważ zerknął w górę, a ona za nim. A jednak był widoczny, na dodatek w pełni. Nic już nie rozumiała...
Zaczęła się poważnie gubić. Poczuła się tak bardzo niepewnie, że teraz nawet nie wiedziała, czy ona jest prawdziwa.
- Nie potrzebuję więcej Twoich łez. - Odrzekł cicho, widząc jej udokumentowane pogubienie w postaci słonej kropli.
- Do czego Ci one? - Zapytała automatycznie.
- Do życia.
Jego obraz zaczął się rozpływać, a ona złapała się za głowę, czując, że zaczyna wariować.

Otworzyła oczy. Ciemny sufit przywitał jej wzrok. Była tak zlana potem, że jej koszulka przykleiła się do jej ciała. Wyszła z łóżka na giętkich nogach. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, co myśleć, co począć.
Odwróciła się za siebie. Jej ciało spoczywało na łóżku. Smacznie spała. Mechanicznie podeszła do siebie, czując, że te jeansy zaciśnięte paskiem, są uwierające. Dlatego od razu rozpięła pasek, by sobie ulżyć.
Drzwi od jej pokoju się otworzyły, a w nich stanął Miki, na którego od razu spojrzała, pomału prostując plecy.
- Wszystko okay? - Zapytał.
- Tak.
- To dobrze. - Uśmiechnął się przyjaźnie i zamknął drzwi.
Zerknąwszy na łóżko, nie znalazła już na nim swego ciała. Westchnęła głośno i usiadła na brzegu. Była taka zmęczona... Duże pióro na jej szafce przypominało jej Jego, a sam jego widok, sprawiał na jej twarzy uśmiech. Ujęła je w dłonie i pogłaskała, gdy nagle zaniechała, czując olśnienie. Zmarszczyła brwi, chwilę analizując i natychmiast pobiegła do pokoju Mikiego i Kim, by wyciągnąć przyjaciela z łóżka i przyprowadzić do swojego pokoju.
- Co się stało? - Przeraził się nagłym wybuchem energii przyjaciółki.
- Widzisz to!? - Eksponowała mu pióro przed nosem.
- Tak.
- Przyniosłam to ze snu.
- No niby tak.
- Ale ten sen, to wcale nie był sen!
- Jak to? - Jego mina już z góry zrobiła się ironiczna, ale ona się tym nie przejmowała.
- To Ja przeniosłam się w inny świat! W inny czas! Miki! To takie logiczne! - Klepnęła się w głowę.
- W inny czas? - Nie rozumiał.
- No tak! Jak mogłam coś wyciągnąć ze snu, skoro sen nie istnieje? Sen to nie jest realny świat, a jeśli To wyniosłam, to znaczy, że przeniosłam się w realny świat! W żywy świat. A to pióro jest tego dowodem. - Mówiła podekscytowana.
- Eh... Wiesz przecież, że takie coś nie jest możliwe.
- Mam dowód! - Eksponowała nadal swoją zdobycz.
- Amelia... Wiem, że ty wierzysz w takie rzeczy, ale weź się ogarnij. - Kwasił się.
- Nie mogę! Dobrze wiesz, że nie ma takiego ptaka, który by posiadał takie pióra, sam ze mną szukałeś. A jeśli je mam, to znaczy, że to coś musi żyć. I wiem, co to za ptak! Widziałam go po raz drugi!
Odszukała natychmiast w swojej nieuporządkowanej kolekcji ten jeden, konkretny obraz, po czym go również wyeksponowała przyjacielowi. Widniały na nim czernie, przypominające wielkie skrzydła, coś nieokreślonego i postać, która była mało wyraźna.
Zerknąwszy na Mikiego, który miał nietęgą minę, wzięła pędzel i na nowym płótnie zaczęła mazać obraz, obrazu w pałacu, przy czym kontynuując swoje olśnienie.
- Pamiętasz, jak ci mówiłam, że trafiłam w sieci na wędrowców?
- Coś tam pamiętam...
- To jest to Miki. - Zapewniła. - Dusze opuszczają ciała i przenoszą się w inny wymiar.
Mikiemu zaczynały ręce opadać, ale cierpliwie słuchał, był jej przecież przyjacielem.
- Podróżują w czasoprzestrzeni, często się gubią, a ciała zostają puste.
- Wiesz, że dusze nie są czymś materialnym i tylko wierzący wierzą w ich istnienie. - Przypomniał.
- To jest nieważne! Ważne jest to, że ja nie mam snów! To mi się nie śni! Wychodzę ze swojego ciała i krążę sobie po świecie. Dlatego widzę... Go. - Wskazała na powstającą twarz na jej płótnie. - Dlatego moje sny są tak realne. Ja czasem nie potrafię ich odróżnić od normalnego świata. Choć wiadome jest to, że nie trzeba iść spać, żeby doznać takich wrażeń. To są urywki! Kto wie, czy teraz nie śnie i zaraz znowu nie wstanę z łóżka. - Rozłożyła ręce podekscytowana swym odkryciem. Już nie czuła się pogubiona.
- Nie śnisz. Ogarnij się. Naprawdę zaczynasz mnie przerażać. - Mówił poważnie. - Powinnaś iść do kościoła.
Amelia się zaśmiała.
- Chcesz mi powiedzieć, że to ten sam, co Steven ci zniszczył? - Zauważył, widząc już kontury na płótnie.
- Tak! Tylko nie wiem, czemu raz ma skrzydła raz nie. Ma taką przemianę. Gdy się zdenerwował, wyszły mu szpony... - Malowała. - Miał całe czarne oczy jak Diabeł. Wielkie i błyszczące... Paliły się ogniem... Skrzydła dwa albo trzy razy większe od swojego ciała, a On sam, wysoki... - Naszkicowała i odsunęła się.
Miki zmarszczył czoło zaskoczony.
- Wygląda jak demon, nie jak diabeł. - Odrzekł zupełnie normalnie, ale ona miała wrażenie, jakby zmienił mu się nieco głos.
- Dla mnie to jest to samo.
- Przerażające... Znowu ci się śnił?
- Nie. Widziałam go osobiście na tym świecie.
Miki podszedł do niej i objął w pasie, zmartwiony.
- Amelia... - Zaczął spokojnie, zerkając w jej oczy.
- Nie wierzysz mi... - Westchnęła.
Zmarszczył znowu brwi. Dotknął jej szyi.
- Dlaczego?
- Oh! No właśnie! Zobacz! - Pokazała mu szyję. - To Jego sprawka! Przeciął mnie swoim pazurem. Widzisz!? To nie jest dobry dowód? Miał go takiego. - Pokazała wielkość palcami, ale Miki złapał ją za rękę.
- Co ci się stało w ręce? - Zaskoczył się tak samo mocno, jak się wystraszył.
Amelia zerknęła na nie. Posiniaczone i niezbyt dobrze wyglądające...
- Byłam przywiązana... - Odrzekła niepewnie. Tego wolała mu nie mówić.
- Co się z tobą dzieje?- Zdenerwował się. - To się przestaje robić zabawne! - Zawołał.
- Dlaczego nie możesz mi w to uwierzyć? To jeszcze za mało dowodów?
- Ja... Ja chyba nigdy w to nie uwierzę. Nigdy się nie przyzwyczaję. Chciałabym, żebyś się obudziła z tego horroru. Wróciła na ziemię. Co ze szkołą? Co z twoją przyszłością? - Mówił zmartwiony, głaszcząc ją po policzku.
- Nie mogę tego tak zostawić. Muszę się dowiedzieć, czego ode mnie chce. Muszę się dowiedzieć, dlaczego akurat ja! Dlaczego tylko Ja go widzę! - Zawołała.
Przytulał ją swym błękitnym zmartwionym spojrzeniem, a ona się uspokoiła. Tak bardzo tęskniła za Nim. Chciała, żeby to był On, nie Miki...
Zbliżył się do niej i pocałował delikatnie jej usta. I choć miała wrażenie, że to jej nie dotyczy, nie zrobiła nic, żeby to przerwać. Zerknął w jej oczy, po czym znowu się zatopił w jej ustach.
- Kochasz mnie jeszcze? - Zapytał cicho, między pocałunkami.
- Zawsze cię będę kochać...
- To zrób to dla mnie... Proszę...
- Nie mogę... Czemu masz taki dziwny głos? - Zapytała w końcu. Brzmiał, jakby w ogóle nie pasował do jego osoby. Był jej bardzo znajomy, ale nie Jego, ani Mikiego. Przepełniony czułością i ciepłem, ale nie Mikiego ciepłem.


CDN