No i zbliżamy się już ogromnymi krokami do końca historii.
Już w tym odcinku jest wyjaśniona cała sytuacja w tym opowiadaniu, dlatego jestem ciekawa, czy po tych wszystkich wydarzeniach mających miejsce w tej historii, jesteście wstanie odczytać to? Napiszcie, proszę w komentarzu :*
23
Wycofała się. Przeszła za parkan i jeszcze raz się odwróciła za siebie, zerkając na cmentarz. Uczucie wolności przeminęło z wiatrem, by zrobić miejsce dla smutku i żalu. Usłyszała dźwięk trąbek, rozlegających się gdzieś w tle, a przed nią pojawiły się cztery groby na krzyż. Co dziwne, a może i nie... Zwrócone były w jej stronę, co bardzo ją zmartwiło. Tablice wcale nie były puste...
Ten przerażający chłopiec z pałacu stanął tuż za nimi. Duże krople, słonych łez, w których był pogrążony, pozwoliły jej na krótką refleksję, do której przyłączyły się trąbki, wygrywając tragiczną melodię. Miała wrażenie, jakby to ona właśnie była chowana...
" ... W zatroskaniu patrzysz... " - Pojawiły się i słowa, którymi wiódł ten chłopiec ruchem warg, choć bezdźwięcznie.
" Na Twój pierwszy grób pełen szczerych prób.
Na ten drugi, co szans w nim leży sto
i nadzieja tuż obok, martwa już - pogrzebana śpi, żyła parę dni.
Czwarty czeka, aż kęs mu z siebie dasz, przecież cały czas, coś umiera w nas..."
Otworzyła oczy zdyszana. Paraliż senny dopadł jej ciało. Oddychała szybko, ale i tak zbyt wolno. Dopiero po chwili zdołała podnieść się do pozycji siedzącej, a widok jej Anioła przegonił wszystko. Po prostu odetchnęła.
- Jaki znowu miałaś horror? - Zapytał ciepło, choć bez wyrazu.
- Że... Że miałam groby... Swoje własne.
- Groby?
- Tak... Były cztery...
- Jesteś jedna.
Pokręciła głową, przecierając twarz.
- To była... Prawda, szansa, nadzieja i moje ciało... - Sapnęła, ogarniając swe emocje. - Jeden z nich był chyba tylko pełny...
- Cała ty?
- Nie. - Zerknęła na niego poruszona. - Przecież ja żyję. Nadzieja była pełna... - Wyjaśniła już spokojniej.
- Straciłaś nadzieję?
- Nie wiem... - Przeraziła się. - Jeśli tak? To jaką? Niee... Skoro były cztery i ostatni na mnie czekał, to wszystkie trzy były pełne - wywnioskowała, zaskoczona, po czym znowu się skwasiła. - Wierzę przecież w to, że uda mi się go wyciągnąć. No właśnie. - Wyskoczyła z łóżka. Otworzyła szafę i wciągnęła na siebie jedną z sukien już zawczasu.
- Co robisz? - Wspiął się na łokieć, wodząc za nią wzrokiem.
- Żeby zobaczyć pełne słońce w swoim życiu, czasem trzeba wyjrzeć zza okna, by je ujrzeć. Samo nie przebije murów.
Uniósł brew.
- Ok. Jeśli kluczem dostałam się hen wcześniej... To może kamień... Nie, kamień zaprowadzi mnie do chaty... - Patrzyła na swe zdobycze. - Spinka... No tak! Jeśli znajdę klucz, On nigdy go nie zamknie! - Pomyślała, zaraz się rozweselając.
- Zaraz się spotkamy. Obiecuję - powtórzyła.
Natychmiast zajrzała w szufladę, gdy tylko zniknął. Klucza nie było. Zdenerwowała się, ale po chwili myśl o tym, że przecież ona posiada ten klucz, więc raczej nigdzie go nie znajdzie, pozwoliła jej się klepnąć w czoło.
- A ty znowu tu jesteś - zauważyła Alicja.
- Tak, ale zaraz mnie nie będzie. - Już chciała wychodzić, gdy zauważyła jej podkrążone oczy. - Co się stało?
- Nic... - Spuściła głowę.
- Powiedz mi... - Wróciła się i złapała ją stroskana za ramiona. - Twój tata... Znowu cię skrzywdził...
- Skąd... - Szepnęła zaskoczona, unosząc na nią swój morski wzrok.
- Nie ważne, ale... Wiedz o tym, że to nie ty powinnaś umrzeć, tylko On - warknęła. - Pomyśl nad tym, bo możesz stracić swoją szansę na szczęście przy Billu... Naprawdę... - Zaszkliły się jej oczy, widząc jej stłumiony ból, który wrzeszczał niesłyszalnie głośno. - Bill myśli, że go zdradziłaś z jego bratem. Wyznaj mu prawdę. Proszę... - Trzęsła jej ramionami. - On zrozumie. Na pewno... - Odrzekła już mniej przekonana. - Trzymam za ciebie; za wasze szczęście kciuki. - Złożyła na jej czole pocałunek i odeszła.
- Dokąd idziesz?
- Ratować Ni... Ratować was wszystkich - wyznała i już otwierała drzwi, gdy jednak się zatrzymała jeszcze. - Gdyby mi się jednak nie udało... Spójrz. - Pokazała jej klucz. - Będzie on w tej szufladzie. Zaglądaj tam co dzień. Bo za drzwiami, które otwiera ten klucz. W piwnicy. Będzie spoczywał ktoś ci bliski i niewinny. Uratuj go i powiedz prawdę. W tym wszystkim chodzi tylko o prawdę. Rozumiesz?
Skinęła głową, nic nie rozumiejąc.
- Pamiętaj zaglądać w te szuflady co dzień - zaznaczyła jeszcze raz i wyszła, a raczej wybiegła. W wejściu z korytarza na hol, gdzie były schody, wpadła na chłopaka. Gdyby nie złapał jej ramion, przewróciłaby się.
- Nie możesz tego zrobić! To nie Nick! - Zawołała cicho, łapiąc go za ramiona.
- Kim jesteś? - Odsunął się od niej.
- Pamiętasz, gdy mieszkałeś z Nickiem w tej starej chacie nad jeziorem?
- To ty... - Zaskoczył.
- Tak. Twój brat nie ma z tym nic wspólnego. Jest jej tylko przyjacielem. To jej tata! - Nie wytrzymała.
Bill się rozejrzał nerwowo po korytarzu i gdy się upewnił, że nikogo nie ma, przycisnął ją do ściany.
- Kim jesteś? - Warknął.
- Ame... Ame... - Nie mogła wydusić z siebie, widząc go tak blisko siebie. Był istnym cudem stworzonym w ideał.
- Ani mi się warz to mówić. On nie istnieje - syknął. - Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz?
- Ja.... - Zwolnił lekko uścisk. - Jestem Amelia - wydusiła w końcu. - Nawiedzasz mnie w przyszłości. Gdy już umrzesz... Wiem, że to dziwnie brzmi, ale to prawda. Przejdziesz na złą drogę, gdy ukarzesz swojego brata. Wyrosną ci skrzydła, u dłoni, będziesz miał pazury, a twe oczy, będą całe czarne, wypełnione żalem, gniewem i smutkiem. Będziesz miał moce, jakich ludzie nie mają. Ukarzesz niewinnego. Nie wierz w to, że ktoś znajdzie klucz. Nikt go nie znajdzie! - Wywaliła na jednym tchu.
- Jak śmiesz! - Zaskoczył się.
- Musisz mi zaufać. Znam ten pałac. Ukryj się i zobacz, że to nie Nick. To jej tata. Proszę.
Wymieniali się zawziętym spojrzeniem, ale nie mogła dłużej czekać. Wyrwała się i uciekła, pędząc prosto do piwnicy. Nawet nie zwracała uwagi na to, że o mało co nie przewróciła sprzątaczki, która ją wyzwała.
Stanęła przed drzwiami. Serce jej mocno biło, a zamek w drzwiach aż się prosił, żeby włożyć w niego klucz.
Przekręciła i otworzyła.
Cisza.
Przełknęła ślinę i przygotowywała się dokładnie na wszystko.
Wyłonił się z ciemności. Był taki niepewny, taki zmarnowany, że serce ją zakłuło. Już sama jego osoba wskazywała na jego niewinność. Z pewnością głównie były to, jego ciemnoczekoladowe, szczere oczy...
Wyciągnęła do niego otwartą dłoń, na której spoczywał jego kamyk.
Sięgnął po niego ostrożnie i spojrzał na nią ponownie, gdy przypomniał sobie swój skarb.
- To ty... - Szepnął.
Skinęła głową i lekko się uśmiechnęła. Łza wzruszenia spłynęła jej po policzku.
- Cały czas byłaś? - Nie wierzył.
- Wszędzie tam, gdzie twój brat czynił wielkie i mniejsze rzeczy. Wierzę ci Nick, ale nie wierzę Billowi, dlatego proszę cię, żebyś się gdzieś schował... I przebacz mu... Ludzie popełniają błędy, ale on tu jest niewinny... Alicja po prostu nie powiedziała mu prawdy...
- Dziękuję... - Szepnął, obracając w palcach kamyk.
- Nie ma za co... - Wycofała się już ze spokojnym sumieniem.
- Zaczekaj. - Zrobił do niej parę kroków. - Dlaczego to ty po mnie przyszłaś, nie on?
- Nie chcesz wiedzieć... - Przeraziła się na samą myśl i pokręciła głową.
- Chcę.
- Nie chcesz... Naprawdę... - Zapewniła, odchodząc.
- Zaczekaj. Powiedz mi, proszę...
- On cię kocha. Nigdy w życiu nie chciałby cię zabić, a wiara w ludzi go zgubiła... Jesteście wszystkim, co macie. Jesteście dla siebie i bądźcie dla siebie. Wybaczcie sobie, bo miłość Alicji... Może was zabić...
- Czyli... Że nikt po mnie nie przyszedł? A on...
Spłynęła jej kolejna łza.
- Nie myśl o tym. Nie dopuść do tego. Powiedz mu prawdę. Nie miej przed nim tajemnic, to nie jest twój wróg, a najprawdziwszy przyjaciel, jakiego posiadasz. Obcy nie, ale Wy tak.
Pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć.
- Nigdy cię już nie zobaczę?
- Nie wiem... - Pokręciła głową.
- Chcę ci się odwdzięczyć...
- Nie musisz.
- Kim jesteś naprawdę?
- Człowiekiem z dwa tysiące piętnastego roku.
Jego oczy się rozszerzyły, a ona się uśmiechnęła. Znieruchomiała jednak, widząc, jak obraz się rozmazuje.
- Amelio! Zawsze w ciebie wierzyłem! Nie bez powodu dałem ci ten kamień! Weź go! - Wyciągnął do niej dłoń.
Wyciągnęła rękę, ale zdążyła go tylko musnąć, a pojawiła się w swym pokoju, na skraju lasu. Zrobiła parę kroków w tył i spadła na siedzisko pod oknem.
- Udało się... - Szepnęła do siebie, zerkając w swą dłoń, w której trzymała kamyk. Zaśmiała się, ściskając go mocno i przykładając pełną pięść do piersi. - Ale jeśli go mam... - Uśmiech zszedł jej z twarzy. Rozejrzała się po pokoju. Pióro również nadal widniało. Spinka i klucz...
Podniosła się, nic nie rozumiejąc. Zebrała te rzeczy i dopiero przy wyjściu zatrzymała się. Odwróciła się powoli za siebie. 'Jej' pokój przybrał wygląd pokoju dziecka. Pojedyncze łóżko. Biurko, szmaciane i drewniane zabawki, jakieś książki, a u sufitu wisiała karuzela, której ramiona zdobiły piórka.
Wyszła stamtąd niepewnie. Nie wiedziała, co ma myśleć... Na korytarzu przy barierce antresoli stał koń na biegunach. Dom wyglądał na zamieszkały, ale nie taki jak wtedy, gdy ona tam mieszkała.
Ogłuszający świst i huk rozgrzmiał gdzieś we wszechświecie i to z taką siłą, że podłoga i szyby w ramach zadrżały. Nikt nie miał pojęcia, jakie to było straszne uczucie, a huk jak bardzo ogłuszający. Przez chwilę nawet słyszała tylko szum.
Zeszła powoli na dół, trąc swe ucho, by odzyskać w nim zdolność słuchu. Obraz zniknął z holu, a przez niego przeleciał mały chłopiec w sweterku, zrobionym na drutach. Nie zauważył jej. Wbiegł do salonu. Musiała się przyznać sama przed sobą, że się zlękła tego głośnego tupania przy jego pośpiesznych, małych kroczkach. To znaczyło, że już odzyskała swój słuch.
Zajrzała do kuchni, a uśmiech wskoczył jej na usta, pomimo lekkiego zaskoczenia. Nick siedział przy kuchennym stole, a Alicja gotowała obiad, którego zapach, dopiero teraz poczuła. Już wszystko rozumiała... Dziecko z wybrzeża to był synek Nicka i Alicji, ale... Gdzie jest Bill?
Przemknęła do salonu. Chłopiec leżał na podłodze i mazał coś po pergaminie. Prócz niego nikogo tam nie było.
- Myślisz, że przeżyjemy tę wojnę? - Usłyszała zmartwiony głos Alicji.
- Czemu nie? Jeśli umrzemy, to tylko razem - wyznał optymista Nick.
Już rozumiała, skąd ta wojna w jej śnie, gdy kolejny świst pojawił się w świecie. Tym razem zakryła uszy i zauważyła, że oni również to zrobili. Nikt nie chciał słuchać wybuchających bomb...
Przemknęła z powrotem na górę z myślą, że przecież ten chłopiec prosił ją, by go zabrała. Serce ją zakuło na myśl, że to była kolejna przyszłość w tej przeszłości, gdzie naprawdę się zgubi, a ona będzie jego... Aniołem. Chyba się zgubi, bo nie chciała myśleć, żeby Alicja i Nick mogliby stracić życie, a mały by przeżył... Nie mogła tego pojąć. Gdy wydawało jej się, że już coś rozumie, okazywało się, że jednak wcale. Ten chłopiec jednak wiedział, że ma z nią iść. Śledził ją, był jak jej cień. Czyżby Nick przekazał mu tę informację w razie co?
Otworzyła drzwi byłego pokoju Stevena, ale nim tam weszła, już mniejszy huk, ale nadal straszący doskonale wypełnił przedpokój. Wskoczyła i tak do pokoju, by się ukryć. Przedpokojem przeszedł Bill i powędrował na dół, a ona za nim. Tak tylko zamierzała za nim iść, gdyż zmierzyła w stronę przeciwną, widząc drabinkę, prowadzącą na strych.
Serce jej zadrżało. Wspięła się tam niepewnie i gdy stanęła na mało stabilnych deskach, zakryła usta.
- To było tutaj... - Rozejrzała się wzrokiem.
Pojedyncze łóżko pod jedną otynkowaną ścianą. Małe okno i przy nim stolik z piórem i pergaminem. Podeszła do szarej szyby i zerknęła za nie. Staw i las. Nie było żadnego pola... Nie mogła uwierzyć, że to było tuż przy niej... Dlatego tu ją przyprowadził...
Rzuciła okiem na pergamin, na którym wysychał atrament.
"Budzę się dla Ciebie. Razem nie damy rady. Nie wiesz tego. Teraz daję Siebie Tobie. Moja ostatnia wola pomaga Ci się wydostać. Nim morze pode mną się rozpadnie. Wierzę w Ciebie.
Dla mnie zawsze będziesz święta. Umrę za naszą nieśmiertelność. Moja ręka od początku nad Tobą. Wierzę w Ciebie. Dla mnie zawsze będziesz święta...
Gdy mówisz, przełamujesz lody. Każde Twoje tchnienie mnie zbawia. Kiedyś znów się zobaczymy. Oddychaj dalej, jeśli potrafisz. Nawet jeśli morze pod Tobą się rozpada...
Wierzę w Ciebie.
Patrzę przez morze i widzę światło nade mną. Tonę... Tonę... Z dala od Ciebie. Nie patrz już na mnie. Wierz w siebie. Wierzę w Ciebie.
Myślę o Tobie..."
Otarła łzę. Nie chciała myśleć, że to do niej; że jest aż tak upiornie...
Obraz przekształcił się w cmentarz. Przełknęła ślinę, słysząc dalej te trąbki.
" ...Lecz do końca nie umiera tamta stara wiara,
której iskra tli się jeszcze,
nie zgasła na marach.
W sercu obraz ma jak któregoś dnia.
Jak z szumem piór, jasny leci stwór.
To nad cmentarz na wymarciu
nadlatuje Anioł
i przygrywa złotą trąbką
licznym zmartwychwstaniom."
Śpiewał rytmicznie donośny, męski głos. Jej groby wyglądały, jakby się na nią patrzyły. Jakby zapraszały ją do siebie, a ona tak bardzo nie chciała się poddać...
Ujrzawszy jasną, świetlistą postać zamarła. To był On. Jasny. Czysty. Prawdziwie boski. Jego skrzydła. Idealne. Białe.
"Wyrzeźbiłeś go,
chcąc powstrzymać zło.
Wrócił, żebyś żył,
byś nie opadł z sił. "
Pokręciła głową, znowu zakrywając usta.
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, przekrzywiając lekko głowę.
- To naprawdę Ty... - Zachwyciła się. - Ale... Czy to znaczy... -Uniosła swe czarne pióro. -... Że nigdy już cię nie zobaczę? - Przeraziła się.
"Wyrzeźbiłeś go,
chcąc powstrzymać zło.
Wrócił, żebyś żył,
byś nie opadł z sił. "
Znowu pokręciła głową. Nie chciała słuchać już tej muzyki, ale jak na złość nikt nie chciał jej wyłączyć.
- Nie zgadzam się z tym... Chcę być z Tobą... - Zawyła, po czym poczuła, jak ktoś wyrywa jej pióro z ręki. To był kruk, który zaskrzeczał głośno, co najmniej jakby ją opieprzał, że to pióro jest jego.
Wyciągnęła rękę zza parkanu, chciała się przez niego przedostać, ale żadnego wejścia nie było.
- Nie! - Zawołała. - To nie może być prawda!
"Wyrzeźbiłeś go,
chcąc powstrzymać zło.
Wrócił, żebyś żył,
byś nie opadł z sił. "
- Nie. Proszę... - Błagała, rozumiejąc już wyśpiewywane słowa.
- Nadszedł Twój koniec! - Rozdarł się wrednie chłopiec, stając na czwartym grobie.
- Kim On jest? - Zapytała w końcu.
- Nie patrz na niego. Jest on przy każdym człowieku, zupełnie tak jak ja...
- Stałeś się... Jesteś... Aniołem Stróżem? - Zaskoczyła. - A on?
- On jest potomkiem Anioła Śmierci...
- MATKA! - Zawołał chłopiec.
- Chyba nie uważasz, że przy ludziach krąży tylko dobro. Gdyby tak było, nikt by nie popełniał grzechów. To jest nasz świat. Nie rozłączna całość, a ty... Jesteś wędrowcem, który uczynił ze zła dobro, które do ciebie właśnie powraca. Doceń to i dokończ swe życie. Wierzę w ciebie. Dla mnie będziesz zawsze święta.
- Nie chcę... - Rozpłakała się. - Chcę być z Tobą... - Serce ją bolało jak nigdy.
- Będę przy Tobie zawsze...
- Zdechnij szmato, za to, co zrobiłaś! - Zawołał dzieciak, aż się wstrząsnęła.
- Tak. On też przy Tobie będzie. Wiesz, dlaczego jest w postaci dziecka?
Pokręciła głową.
- Bo zło w Tobie jest mniejsze niż dobro.
- KŁAMCA! KŁAMCA! KŁAMCA! - Śpiewał upiornie dzieciak, tym razem w Jego stronę.
Nie wiedziała, co ma myśleć.
- Jaka matka? - Zapytała.
- Nie słuchaj go.
- MATKA! - Zawołał upiór. - Powinnaś zdechnąć za bycie zwyrodniałą! KŁAMCA I ZWYRODNIALEC! - Wyzywał. - Kłamca i zwyrodnialec! - Znowu skakał po grobach.
- Nie rozumiem... - Pokręciła głową.
- Nie musisz nic rozumieć - odrzekł ciepło Anioł. - To nie ma znaczenia - dodał, nie spuszczając z niej wzroku.
W jego oku błysnął znany jej płomień grozy, a muzyka ucichła ustępując głuchej ciszy.
- Odejdź już stąd - rozkazał ciepło.
- Nie! Masz mi powiedzieć, o co tu chodzi?
Upiór się podniósł z ziemi i śmiał głośno, ale jednak, jakby się oddalał. Krzyczała, ale nawet nie słyszała swojego krzyku. Jakby ktoś przyciszył ją dosłownie. Ujrzała już tylko w tle, jak Anioł kładzie swą dłoń na ramieniu chłopca, który do niej machał małą, bladą dłonią.
Otworzyła oczy przerażona i ze znanym paraliżem.
CDN