Witam :) Czas w końcu zacząć co nieco, dlatego bardzo się cieszę, że mogę opublikować już trzeci rozdział. Pomału, ale do przodu ;)
I może to właśnie pod tym odcinkiem pokarzecie mi, kto czyta tę historię i komu się ona podoba, a komu nie? :)
3
Następnej nocy nie zaznała koszmarów, aczkolwiek, gdy się zbudziła, zaznała go na jawie i to przez samą siebie. Te czarne, wielkie, patrzące na nią oczy wprawiły ją w niepokój. Miała wrażenie, jakby naprawdę na nią patrzyły. Jakby ją widziały. Cała skostniała. Nie mogła oderwać od nich wzroku, ponieważ obawiała się, że najmniejszy ruch spowoduje, że coś przeoczy. Były tak realne, że aż musiała przyznać, że naprawdę jej ręka dochodzi do wprawy władania pędzlem.
Przełknęła ślinę. Serce waliło jej jak młotem. Bała się jak cholera. Miała ochotę ściągnąć ten obraz albo zasłaniać, chociażby na noc. Odwróciła w końcu wzrok na szafkę nocną, gdzie zawsze spoczywała jej przeklęta rzecz. Zatrzęsła się, gdy jej tam nie znalazła. Po chwili przypomniała sobie, że odłożyła to na biurko i sama się przeklęła w duchu za nie potrzebny stres. Miała niepohamowaną chęć wzięcia tego w swoje dłonie.
Wyszła ostrożnie z łóżka, kontrolując obraz i chwyciła pióro. Miała wrażenie, jakby miała zaraz znowu spotkać się z nim twarzą w twarz. I dziwne było to, że Jego oczy cały czas na nią patrzyły. Jakby wiodły za nią wzrokiem... Jej oczy zaszły łzami strachu, dusząc się nim od środka. Rzadko tak bardzo się bała, jak w tym momencie. Na dodatek powiesiła Go na takiej wysokości, na jakiej pokazał jej się w śnie.
Nie wahając się, powoli, z sercem w gardle wyciągnęła dłoń w Jego stronę. Chciała zamknąć mu oczy. Zapomniała, że to by było zbyt nierealne do zrobienia. W takim stanie mogłaby uwierzyć naprawdę we wszystko. Oczywiście nic podobnego się nie stało. Jedynie co poczuła, to lodowate płótno, przez które jej ciało się lekko wzdrygnęło. Wycofała się pomału. Zapaliła światło i wszystko zniknęło. Gdy zgasiła światło z powrotem, Jego oczy już nie błyszczały. Dreszcz przeleciał po jej plecach, a myśl, że naprawdę na nią patrzył, spowodowała taki strach, że nawet nie wiedziała, czy ma się drzeć, uciekać, czy lepiej stać sparaliżowaną, by czasem nie zrobić zbyt energicznego ruchu i niczego nie podsycić. Po chwili dopiero postanowiła uciec z tego przerażającego pokoju. Nigdy nie myślała, że tak bardzo można odczuwać strach. To była wręcz panika.
Zbiegła po schodach na parter, omijając drzwi jej przyjaciela. Wpadła do innego zajętego pokoju. Wśliznęła się pod pościel, spinając całe ciało. Kompletnie nie potrafiła sobie tego wytłumaczyć. Nawet nie wiedziała, czemu się ot tak obudziła w środku nocy. Wierzyła, że On naprawdę tam był, a jego wzrok był tak wypalający, że aż ją nim zbudził. Nie mogła przyswoić do siebie tego, że mogła odtworzyć realnego ducha ze swoich snów.
Łzy spłynęły jej po policzkach i pech chciał, że jedna spadła na czarną chorągiewkę, za co się skarciła. Dbała o to pióro jak o nic innego. Traktowała je, jak swój skradziony skarb, który pozwolił jej nim być. Gdy już się zabierała do otarcia słonej kropli, pojawiła się para, a kropla zniknęła. Wstrzymała oddech, a jej płacz ustąpił. Przekręciła je w palcach i dla bezpieczeństwa odłożyła je na szafkę nocną, z powrotem zakrywając się po sam nos pościelą.
Po długich paru minutach przełknięcia tego zdarzenia odwróciła się w stronę chłopaka i wtuliła się w jego ciało, tak bardzo, jak tylko mogła.
- Co tu robisz? - Zamruczał, przerzucając rękę przez jej drobne ciało.
- Zlękłam się... - Zaciskała powieki.
- Ahm... - Stęknął. - Znowu horror? - Zapytał na pół śpiąco.
- Tak... Na jawie... - Wyszeptała.
- Super... To śpij... - Wymruczał.
- Żeby to było takie proste... - Przeszło jej przez myśl.
Cały czas miała przed sobą te wielkie, czarne, błyszczące oczy, obserwujące jej osobę. Wcisnęła twarz w poduszkę, tuż przy ciele chłopaka. Chciała się schować przed wszystkim i czując, jak ten chwilę ją głaszcze po plecach, zrobiło jej się nieco lepiej.
- Mogłabyś mieć ze mną pokój... - Wychrypiał znowu na pół śpiąco.
- Nie...
- Boisz się?
- Tak... Jego czarne oczy były prawdziwe...
- Kogo?
- Tego Diabła...
- Co ty mówisz? - Ziewnął, otwierając w końcu oczy.
Gdy w nie zerknęła, o mało co nie dostała zawału. Błysnęły identyczną czernią, choć w prawdzie były szare. Fala strachu ponownie oblała jej ciało. Natychmiast chciała stamtąd uciec i tak samo szybko zerwała się z miejsca, a jedynie co poczuła, to silny uścisk jego dłoni na jej nadgarstku, który powstrzymał ją od zamiaru.
- Nie uciekaj... - Zawiadomił spokojnie. Wcale nie wyglądał, jakby się przed chwilą obudził.
Jej gardło się ściskało. Nie wiedziała, co ma zrobić. Chciała wierzyć, że to już jej omamy. Po chwili jego oczy zabłysły swą naturalną szarością, a on nałożył na swą twarz niezrozumienie.
- Steven... - Wydusiła z siebie.
- Co?
Milczała. Chciała się uwolnić z jego uścisku, ale nie wiedziała jak. Bała się, że prześladująca ją czerń powróci, a On coś jej zrobi. Niestety nie widziała innego wyjścia, chciała się wyszarpnąć z jego uścisku, ale ten tylko go zwiększył.
- Nie idź. Co się stało? - Podniósł się do pozycji siedzącej.
- Nic... - Gdyby mu o tym powiedziała, zapewne nie uwierzyłby jej. Jedynie Miki dawał trochę wiary w jej wytworne opowieści, Steven był mało tolerancyjny, a czasem nawet się denerwował, gdy słyszał z jej ust tak niestworzone rzeczy.
- Przecież widzę. - Zastrzegł już poważnie.
- Muszę iść do toalety. - Odrzekła stanowczo i w końcu udało jej się uwolnić.
Wyszła napięcie z pokoju, odsapując na przedpokoju. Usiadła w kuchni przy stole. Wplotła swe palce we włosy, opierając się na łokciach, spoczywających na czystym blacie.
- Gdybyś to był Ty naprawdę... Gdybyś mi pokazał to, co pokazujesz mi w snach od tak dawna... Uwierzyłabym... - Przeszło jej przez myśl.
- Dlaczego masz nie wierzyć, jeśli to ty mnie do siebie zaprosiłaś. - Usłyszała spokojny, choć dziwnie nienaturalny głos, gdzieś w tle domu.
Jej serce zawaliło ponownie. Miała wrażenie, że nie przeżyje dzisiejszej nocy, albo się uodporni na strach... Rozejrzała się nerwowo, wstając od stołu. Zapaliła w kuchni światło, że była otwarta z salonem, tam również je zapaliła.
- Gdzie jesteś? - Zapytała cicho.
- Tutaj. - Usłyszała, lecz nic nie widziała.
- Nie widzę cię.
- Więc nie patrz.
W pierwszym momencie chciała już z ironizować, ale całe szczęście zrozumiała. Zamknęła oczy, żeby nie patrzeć, a zobaczyć. Nie miała pojęcia, czy to coś da, ale warto było spróbować. W końcu pierwszy raz w życiu się do niej odezwał w jej świecie! Była cała podekscytowana, a strach przez to nieco zmalał.
Poczuła na swym policzku mróz. Identyczny jak wcześniej. Już wiedziała, że to był On. I okazało się, że już nie raz przy niej był. To było coś, co ją uszczęśliwiło. Od zawsze wierzyła w to, że ten a'la człowiek istnieje. Wiedziała, że coś w tych snach jest i była zachwycona, że jednak się nie myliła.
Chciała go ujrzeć, ale bała się, że gdy otworzy oczy, wszystko zniknie. Przynajmniej teraz, dzięki wyobraźni mogła go widzieć doskonale. Rozchyliła usta, by móc rozpocząć swą listę pytań, ale poczuła na nich identyczny lód. Serce jej mocno zabiło.
- Już nikt nie będzie mógł cię dotknąć... - Usłyszała tuż przy swoim uchu, przez co jej ciało zadrżało. Już nie wiedziała, czy to ze strachu, czy to z tego zimna.
- Dlaczego Ja? - Wydusiła z siebie, przełykając ślinę.
Nie uzyskała odpowiedzi. Za to poczuła znowu mroźny dotyk na swoim policzku. Czuła wyraźnie, że to jego palce.
- Widzę cię prawie co noc, gdy śnisz...
- Ja... Ja ciebie też... - Wydukała. - Jesteś... Duchem?
- Z pewnością od dawna nie istnieję, ale Ciebie to nie obchodzi. Uwielbiasz mieszać w sprawach pozaziemskich.
- Mieszać? - Zaskoczyła się, wyczuwając lekką ironię w jego głosie. - Już dawno nie wywoływałam duchów. - Broniła się przerażona.
- Wystarczy, że wierzysz, że istnieję.
- Więc naprawdę nie istniejesz? Kim jesteś?
- Kimś, komu z całych sił nie pozwalasz odejść, ściągając go coraz bardziej na ziemię. Kimś... Kogo twarz malujesz choć raz w tygodniu od dawna.
- Skąd to wiesz?
- Widzę cię. - Jego dłoń zniknęła.
- Jeśli jeszcze tu jesteś... To chciałabym, żebyś... Zabrał mnie do siebie.
Cisza.
Otworzyła oczy. Stała na środku pomieszczenia zupełnie sama. Cieszyła się, że żadne z domowników jej nie widziało. Pomyśleliby, że oszalała! I jedno, co przyszło jej na myśl, to było popędzenie do swojego pokoju. Jeśli twierdził, że nie daje mu odejść, to znaczy, że jej rytuały nie były na marne i najlepsze - jednak działały. To spowodowało ściągnięcie obrazu i oparcie go o ścianę na podłodze, ułożenie niezbędnych przedmiotów przed nim i rozpoczęcia swej modlitwy, usadawiając się naprzeciw.
- ...Jeśli jesteś prawdziwą duszą, tą duszą, która nawiedza moje marzenia senne, objaw się w ludzkiej postaci raz jeszcze. Niech Twoje nogi... - Poczuła chłód na swym ciele. Otworzyła oczy. Przełknęła ślinę i kontynuowała, już skupiając wzrok w czarnych ślepiach na obrazie. - Niech Twoje nogi stąpną na ziemi raz jeszcze, jak wtedy, gdy byłeś człowiekiem...
Drzwi od jej pokoju się otworzyły, a ona znowu poczuła paniczny strach. Sama nie wiedziała, czego się tak boi. Przecież właśnie tego chciała...
W progu stanął Steven, a ona poczuła gorzkie rozczarowanie. Podniosła się szybko z podłogi.
- Zlękłam się. - Wyznała z żalem.
Prawie że łysy chłopak obadał wzrokiem jej pokój.
- Tylko mi nie mów, że znowu to robisz. - Warknął.
- Tak! Wierz mi lub nie, ale rozmawiałam z Nim! - Mówiła przejęta, czując już nóż na gardle. Już nie raz jej powtarzał o zakazie czynienia takich rzeczy.
- Dobrze się czujesz? - Spytał z kpiną.
- Tak!
Steven znieruchomiał, widząc kątem oka, drewniany krzyżyk przesuwający się po podłodze w centrum jej 'kaplicy'. Wśliznął się na obraz i zatrzymał się na piersi, namalowanej postaci. Tam obrócił się do góry nogami. Gdy zerknął już centralnie w to miejsce, natychmiast włączając światło, upadł na podłogę.
- Pojebało cię do reszty!!!? - Wrzasnął, mając już gdzieś, że to środek nocy. - Ile razy mam ci, kurwa, powtarzać, że masz nie robić tego w moim domu!!! - Krzyczał wściekły.
- Co się stało? - Spanikowała.
- Jesteś jebnięta! To się stało!
Ruszył z miejsca i podszedł do zrobionej kapliczki. Bez wahania wymierzył nogą w środek płótna. Rozległ się krzyk Amelii, ale jego to nie obchodziło. Zgasił świeczki i wyrzucił do śmieci tak, jak resztę przedmiotów. Podszedł do niej i zagroził jej palcem.
- Jeszcze raz, to wylatujesz z tego domu, tak jak stoisz. - Wysyczał.
Amelia rozpłakana zakrywała usta z szoku, nie mogąc przeżyć, że naprawdę zniszczył jej jedyny perfekcyjny obraz. Każdy, kto maluje, rysuje, czy tworzy cokolwiek innego, wie, że drugi raz tak samo nie da się zrobić tego, co się stworzyło za pierwszym razem... Zawsze kolejne wyjdzie zupełnie inaczej...
- Jak mogłeś!? - Zawołała zrozpaczona.
- Co tu się dzieje? - Do pokoju zanurzył się i Miki, pod ramieniem trzymając swoją przerażoną wrzaskami dziewczynę.
Amelia ściskała obraz, ubolewając tak bardzo, jakby właśnie ktoś bliski odszedł z tego świata na jej oczach. Strugi słonych łez rozbijały się o płótno, a jej ręce drżały pod wpływem tak silnych emocji.
- Nie wpierdalaj się. - Warknął do blondyna Steven i wyszedł wściekły z pokoju, biorąc kolegę z barka.
Miki westchnął, a na widok załamanej przyjaciółki serce mu się ścisnęło. Odszedł od blondwłosej Kim i przycupnął przy Amelii na podłodze.
- Nie płacz... Przecież możesz namalować nowy. - Naprawdę było mu jej żal. Nigdy nie był obojętny na łzy kobiety. Jakiejkolwiek.
- NIE! - Wydarła się. - W ten włożyłam całą siebie... Cały mój sen... Całe Nasze spotkanie... - Trzęsła się jej broda. Miała ochotę zabić Stevena za to, co zrobił. Czuła teraz tylko żal i wściekłość. Ogromną chęć odpłacenia się na nim. Oczywiście chciała dać upust swoim emocjom...
Podniosła się z ziemi i wyleciała z pokoju, jak tykająca bomba, biorąc z bara dziewczynę, przyglądającą się temu wszystkiemu z boku. Zeszła głośno po schodach, by wpaść do pokoju jej ofiary.
- Przyszłaś mnie przeprosić? - Zapytał milusio, co jeszcze bardziej ją wpieniło.
- Przyszłam cię zabić! - Wrzasnęła, rzucając się na chłopaka z rękoma.
Jej szał niestety nie powodował efektów takich, jakich pragnęła. Co z tego, że go poszczypała, podrapała, w niektórym miejscu nawet do krwi, jak ten wiele większy i silniejszy dość szybko złapał jej nadgarstki, a kopanie zatrzymał, powalając ją na łóżko i unieruchamiając swoim ciałem.
Miki w drzwiach i jeszcze bardziej przerażona Kim, zachowaniem koleżanki, stali tak chwilę, oglądając niewyrównaną walkę.
- Zabiorę ją... - Postanowił, słuchając mięsa lecącego w stronę Stevena z Amelii ust.
- Powiedziałem, że masz się nie wpierdalać. - Prychnął do niego. - Wyjdź stąd.
- Ona jest na ciebie wściekła. Nie zostawię jej tu. Niczego nie polepszysz. - Wytłumaczył, jakby to było logiczne.
- Wyjdź-mi-stąd i nie-wpier-da-laj-się. - Wycedził.
Kim pociągnęła Mikiego za rękę. Nigdy nie lubiła wchodzić Stevenowi w drogę. Nie przepadała za nim, ponieważ nigdy sobie nie żartował. Był zawsze zawzięty i nigdy nie chodził na kompromisy. To był egoista. Już nie raz widziała, jak Miki ze Stevenem okładali się pięściami. Ostatni raz było to parę lat temu, ale to zawsze kończyło się bardzo niebezpiecznie. Wolała tego uniknąć tym razem. Zresztą. Amelia była byłą Stevena dziewczyną, więc na pewno się nią zajmie. Czy dobrze, czy źle, to już ją nie obchodziło. Wolała się nie wtrącać. Tak żyło się ze Stevenem wiele łatwiej.
Miki z niechęcią zostawił swą przyjaciółkę w szponach kumpla. Miał jako takie zaufanie do niego. Steven lubił jej wjeżdżać na psychikę, wyżywać się, czy traktować jak swoją własność z milionem podpunktów, co może, a czego nie, czego Amelia w końcu nie wytrzymała i przez to się właśnie rozeszli, ale krzywdy fizycznej nigdy jej nie zrobił lub o niej nie wiedział. Na pewno nie dałby jej zrobić krzywdy komuś innemu. Steven zbyt obsesyjnie się w niej kochał.
Podzielał Stevena zdanie. Też nie chciał, żeby jego przyjaciółka bawiła się w tak niebezpieczne rzeczy, ale on właśnie nie potrafił jej przemówić do rozsądku. Steven był wybuchowy i stanowczy, nie opierdalał się z niczym, co było widać, dlatego może mogło mu się udać, wybić Amelii z głowy te wszystkie straszne obrazy. Jego czyny były bardzo krzywdzące, ale jeśli normalna rozmowa nie działała, to może właśnie potrzebowała takiej twardej ręki nad sobą...
- Właśnie zastosowałaś się do piątego przykazania, a trzeba było nadstawić drugi policzek. - Odrzekł łysy z wrednym uśmiechem, patrząc jej w oczy i ściskając jej nadgarstki, będąc wygranym.
CDN