NIM ZACZNIESZ CZYTAĆ - ZAPOZNAJ SIĘ Z TREŚCIĄ STRONY 'UWAGA' (str. Astral Love)

poniedziałek, 2 lipca 2018

Pióro 24

No to pojawiam się z nieformalnie ostatnim odcinkiem tej historii, która kończy się na 2 rozdziały. Mogłabym śmiało zakończyć to opowiadanie w tym momencie, ale jednak jest jeszcze parę ważnych spraw, które pojawią się w następnym odcinku, który również jest zachęcający.
Dziś wszystko czarno na białym, a więcej - w następnym - ostatnim odcinku.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba zakończenie ;) 

24

Białe światło znowu oślepiło jej oczy i gdy chciała je osłonić ręką, zdała sobie sprawę z tego, że nie może się ruszyć. Jej ręce znowu były skrępowane, tak samo, jak nogi.
- Kochanie... Kochanie! - Usłyszała głos swej matki i poczuła jej miły dotyk na ręce.
Zmrużyła oczy, by obadać sytuację. Ujrzała tylko biały sufit i rażące promienie, które po chwili zmniejszyły ton. Odetchnęła, próbując uwolnić swe ręce. Płacz matki wcale jej nie pomagał, a gdy poczuła znany jej dotyk na jej łydce, zdrętwiała. Otworzyła szerzej oczy. Widok swojego ojca wprawił ją w ogromny strach, pomimo że patrzył na nią z czułością.
- Nie! - Zawołała. - Zostaw mnie! - Wyrywała się ze szpon skórzanych kajdan, ale to nic nie dawało.
- Idź po lekarza... - Szepnął do swej żony.
- NIE! Zostaw mnie! Odejdź ode mnie! - Wrzeszczała.
Po chwili wpadła pielęgniarka. Widząc rozwścieczoną pacjentkę i słysząc jej krzyki, poprosiła, żeby jej rodzice opuścili salę.
- Uwolnijcie mnie - błagała przerażona.
- Miała pani napad, nie mogliśmy inaczej postąpić - wytłumaczyła.
- Nie chcę ich widzieć... Nie chcę!
- Rodziców?
Skinęła głową.
- Uwolnij mnie, proszę...
- Jeśli się pani uspokoi.
- Obiecuję, ale niech oni tu nie przychodzą...
- Coś pani zrobili? - Pielęgniarka wyglądała na bardzo zaskoczoną i szczerze zainteresowaną.
- Nie chcę ich widzieć... Nie chcę... - Zaciskała powieki i kręciła głową.
- Pójdę po lekarza. Oceni, czy panią odpinać. Proszę o chwilę cierpliwości.
- Nie wpuszcza pani tu ich. Proszę...
- Dobrze... - Zaskoczona kobieta wyszła z sali i taką samą informację przekazała jej rodzicom, przez co matka się załamała, skryta w ramionach męża.
- Jak się czujemy? Wszystko dobrze? Pamięta mnie pani? - Wszedł ten sam doktor ze swoją świtą, co w poprzednim horrorze.
- Tak. Proszę mnie uwolnić.
- Jak samopoczucie? Od jeden do dziesięciu, ile?
- Zero - mruknęła zła.
- Nie dobrze. Coś boli? Jakieś dolegliwości?
- Nie.
- Jak się pani nazywa? Gdzie pani mieszka? Jak mają na imie pani rodzice?
Zaczęło się.
Przeżywała na nowo cały ten okropny wywiad, ale gdy usłyszała znowu to samo...
- Była pani w śpiączce po wypadkowej trzy lata. Przypomina sobie pani coś z momentu wypadku?
Chyba zaczynała wierzyć, że poprzednie przebudzenie wcale nie było koszmarem sennym, a rzeczywistością. Jej Billy naprawdę miał brodę i wyglądał starzej i to samo było z Tomem. I... I chyba nie udawali, że nie mają pojęcia, o czym do nich mówi... Ale Tom chyba wiedział. Tak przynajmniej się wtem przedstawiał...
- Nie byłam w żadnej śpiączce! - Zawołała znowu oburzona. - Jestem tu cały czas!
Przecież dokładnie pamiętała moment, w którym ucieka z tego miejsca i trafia prosto w ramiona swojego Anioła.
Lekarz zaczął ją badać, nie zwracając uwagi na to, co mówi, gdy ona miała w głowie istny chaos.
- Utknęłaś tu już na zawsze - przelatywały jej słowa Anioła przez głowę, choć z drugiej strony, ten cmentarz, Jego wyśpiewywane słowa, mówiące konkretnie o tym, że to wszystko sobie stworzyła w głowie... Pożegnalny list...
Pokręciła głową, zagryzając wargę i powstrzymując łzy. Nigdy go nie zobaczy? Jeśli tak, to nikt nie miał pojęcia, jak bardzo żałowała, że sprawiła go dobrym... Gdyby wiedziała, że to się tak skończy, nigdy by tego nie zrobiła!
- Co pani pamięta w ogóle? Sprzed wypadku.
- Nikt mi go nie przywróci... - Rozkleiła się.
- Kogo?
Zerknęła na mężczyznę.
- Chcę rozmawiać z Tomem i Billy'm.
- Ci dwaj bracia byli z panią w momencie wypadku. Przypomina sobie coś?
- Chcę z nimi rozmawiać.
- Pan Bill został nieformalnie winnym wypadku. Przyjdzie dzisiaj do pani śledczy w celu przesłuchania. Czy pamięta pani coś z tamtej nocy?
- Billy? Oskarżony? - Zaskoczyła się.
- Tak. Był z panią w pomieszczeniu, w którym stał się wypadek. Nikt tego nie widział, prócz jego.
- Billy by muchy nie skrzywdził! - Zawołała oburzona.
- A więc przypomina sobie pani coś z tamtej nocy? Kto z panią był w tym opuszczonym domu i co tam robiliście? Co się stało, że pani spadła z drugiego piętra do piwnicy?
Jej oczy się rozszerzyły na wspomnienie desek leżących w piwnicy, w której stała ze Stevenem.
- Chcę stąd wyjść. - Chciała się podnieść, ale znowu przypomniała sobie o skórzanych pasach. - Proszę mnie uwolnić. Ja muszę pojechać do tego domu - odrzekła poważnie. - Chcę rozmawiać z Billy'm i Tomem.
- Obawiam się, że to nie będzie możliwe przed zeznaniami.
- Bill jest na pewno niewinny! Nikt mi nic nie zrobił! - Zawołała poważnie.
- Więc, co się wydarzyło?
- Chcę z nimi rozmawiać. Proszę.
Została odpięta nie tylko z pasów, ale i wszystkich kabli. Swą nieudolność zobaczyła tylko wtedy, gdy podano jej obiad. Dziwnie było jej trzymać widelec i w ogóle żuć. Cały czas płakała. Nie mogła uwierzyć w to, że spała trzy lata. Nie mogła sobie tego poukładać. Nie wiedziała, w którym momencie jej życie stało się snem. Czy wtedy, gdy mały Bill ją pchnął do wody, czy może wtedy, jak wyszła ze swojego ciała i poprawiała na sobie ciuchy?
Słowa Anioła natarczywie dudniły jej w myśli. "Wyrzeźbiłeś go, chcąc pokonać zło. Wrócił, żebyś żył, byś nie opadł z sił." To by znaczyło, że Bill wiedział o tym, że śni, dlatego powróciła myślami do momentu, w którym po raz pierwszy usłyszała, że jest wędrowcem, że utknęła. Powiedział, że to koniec i już na zawsze nim pozostanie. Była pewna, że to się stało właśnie wtedy. To był jej decydujący moment.
- Cześć. - Do sali weszli bracia. Męscy bracia, jakich w śnie nigdy nie widziała. Cały czas powtarzała sobie w myśli, że naprawdę spała tyle miesięcy, choć miała wrażenie, że i tak trwało to z jakiś miesiąc... Wspomnienia były tak realne, że na siłę musiała sobie wmawiać, że w ogóle był to sen.
- Dlaczego udawaliście, że nie wiecie, o co mi chodzi? - Zaczęła spokojnie, robiąc miejsce dla ich wyjaśnień, już nie trzymając się tak bardzo swych przekonań.
- Naprawdę nie wiemy - wyznał Tom.
Pokręciła głową.
- Przecież przychodziłam do was. Poznaliśmy się na wyspie... - Odrzekła ostatnie słowo już mniej pewnie.
- Na jakiej wyspie?
Nie wiedziała, czy ma mówić dalej, ponieważ nie wiedziała, czy się bardziej pogrąży, czy nie.
- Na wyspie... - Tom zaczął analizować. - Wyspę pamiętam tylko z tego, jak byliśmy na wycieczce szkolnej. - Starał się ją odszukać w swojej myśli, pomagając sobie zerknięciem na brata. - Tak - zapewnił po chwili. - Byliśmy w hotelu. Przyszedłem do waszego pokoju, zahaczyłaś wtedy o rozwalone ciuchy Leny i się przewróciłaś. Walnęłaś wtedy głową o szafkę i na chwilę odleciałaś. To nie było zbyt fajne - zapewnił.
Amelia przybrała zaskoczony i zarazem niezrozumiany wyraz twarzy. Dokładnie to pamiętała... Dziewczyny się z niej śmiały, mówiąc, że jest niezdarą. Tylko Tom wyciągnął do niej pomocną dłoń. Pamiętała, jak bardzo kąpana była wtem we wstydzie.
- Byłeś z Leną... - Przypomniała sobie, jak bardzo jej zazdrościła tego, że ma z nimi kontakt.
- Tak. Chodziłem z nią chwilę.
- To ona powiedziała całej szkole... Nie. To, Kim powiedziała całej szkole, że... - Wolała to uciąć. - Że wszyscy mieli mnie za wariatkę i czarownicę...
- Tak... - Mruknął Tom.
- My... - Zerknęła na nich zaskoczona. - My naprawdę się nie trzymaliśmy ze sobą... - Szepnęła.
Bracia wymienili spojrzenia i niepewnie przytaknęli.
- Trzymaliśmy się z Mikim. On się z tobą przyjaźnił. Zawsze cię bronił. Wszyscy mówili, że się w tobie kocha, gdy on zaprzeczał i mówił... Mówił co innego... - Zwątpił, zerkając na brata, który również poczuł się niekomfortowo.
Nie była głupia. Wyczuła to i rozumiała, co chciał powiedzieć, dlatego jeszcze bardziej zlana wstydem rzuciła okiem na blondyna, który wbijał ślepy wzrok w pościel, pod którą leżała. Przełknęła ślinę.
- Wiecie o tym... - Szepnęła zażenowana.
- Tak... Wszyscy już o tym wiedzą, zwłaszcza gdy zaczęłaś go rysować.
- Rysować? - Zaskoczyła się.
Tom się zaśmiał nerwowo.
- Nie odbierz tego źle, ale pewnego razu, gdy przyszedłem do ciebie z Billem, zaczęłaś coś majaczyć i się rzucać... Wtedy wpadliśmy na głupi pomysł włożenia ci do ręki ołówka i podsunięcia kartki. Bill trzymał ci rękę i... No... - Nabrał powietrza. - Trochę wyszło dziwnych obrazków. Gdy zasnęłaś, zaczęliśmy się interesować tym wszystkim, co się dzieje z mózgiem człowieka w śpiączce. Trafiliśmy na artykuł, w którym było napisane, że dusza opuszcza ciało, że ciało wtedy leży puste, dlatego Szatan ma miejsce dla siebie. Opętuje takie ciało. Nie wierzyliśmy, to znaczy, już we wszystko wierzyliśmy. Bill nawet nazwał te dziwne obrazki 'Astral Love'...
- Jakie? Masz je? Chcę je zobaczyć.
Bill wyciągnął ze swej torby pliczek kartek i jej podał. Już jak tylko zobaczyła pierwszą kartkę z paskudnym, nieporęcznym szkicem aktu, odechciało jej się oglądać reszty. Zasłoniła kartkę pomimo świadomości, że pewnie już wszyscy to widzieli, a w szczególności Bill, który właśnie podszedł do okna, odwracając się do nich tyłem.
- Cały czas się zastanawialiśmy, czy to ci się śni, czy to jest coś... Po prostu ot tak... Gdy się obudziłaś i powiedziałaś o tym Czarnym Aniele... Serio to było prawdziwe? - Zerkał to na nią, to na jej rysunki.
- To było... - Szepnęła. - Malowałam te obrazy... Ale były... - Właśnie zdała sobie sprawę, że w śnie ani razu nie użyła farby. Po prostu siadała i malowała... I chyba wcale tak ładnie nie umiała malować, widząc te niestaranne szkice... - Ładniejsze... - Przejechała dłonią po twarzy jej skarykaturowanego Anioła. - To było naprawdę - szepnęła. - To wam pokazywałam. Właśnie to zdjęcie zobaczyłeś, gdy się poznaliśmy... Zmartwiłeś się, że namalowałam; narysowałam twojego brata. Bałeś się, że pomylę ich ze sobą.
- Więc to nie Bill?
- Bill. - Kiwnęła głową.
- Ale inny.
- Nie. To był Bill, twój brat to Billy.
- Nie. Mój brat ma na imię Bill, nie Billy.
Zerknęła na blondyna, który podszedł do nich z powrotem.
- A to... - Zerknęła na szkic, w którym wisiała na ścianie, a On przy niej z tymi wielkimi skrzydłami lewitował...
- To było straszne. Gdy to zrobiłaś, pokazaliśmy to twoim rodzicom. Po jakimś czasie postanowili wezwać do ciebie księdza. Lekarze rozkładali ręce, kazali czekać, ale ksiądz, gdy zaczął się tobą zajmować, powiedział, że jesteś wędrowcem. Steven stwierdził, że to brednie. Że przedstawiasz po prostu tak Billa, mojego Billa, bo to on cię zepchnął. Wcale cię nie zepchnął, ale on tak rozgadał wszystkim. Zrobił z niego potwora, zresztą od samego początku go oskarżał. Mieliśmy przez niego problemy, w szczególności Bill. Musieliśmy się przepisać do innej szkoły. Nie dało się żyć normalnie. Nawet Mikiego oskarżył o to, że cię podniecał do wywoływania duchów. Mówił okropne rzeczy... Że przez to ten Diabeł cię nawiedził...
- To nie był Diabeł. Nie ma rogów. To był Anioł... Upadły Anioł...
- Ale to nie Bill cię zepchnął! - Poruszył się Tom.
- Chciałabym pojechać do tego domu... - Odrzekła, widząc obrazek z biurkiem, oknem i łóżkiem... Przejechała palcem po piórze...
- Pióro... - Szepnęła. - Skąd się wzięło to pióro? - Wbiła w nich swój wzrok, ale zaraz po spotkaniu się nim z Billem, skupiła go na Tomie.
- Nie wiem o żadnym piórze - wyznał Tom.
- Na strychu siedziały gołębie - zaczął Bill. - Chciałem podejść do tego białego... Przyszłaś za mną. Nie wiem, co się stało, ale wzburzyłaś wszystkie ptaki, które tam siedziały, a deski się pod tobą załamały. Spadając, chwyciłaś akurat przelatującego koło ciebie kruka. Zleciał z tobą na sam dół. Gdy zbiegłem...
- Zaczął krzyczeć, że spadłaś. Myśleliśmy, że kłamie, bo Steven, Dan i Ricky wywoływali duchy i robili sobie jaja, ale widząc po jego oczach, no i huk, uwierzyłem mu i ruszyłem za nim, a potem cała reszta - wtrącił Tom.
- Leżałaś poobijana na betonowej ziemi piwnicy, pod deskami. W dłoni trzymałaś pióro... Nie wiem, czemu... Ale, gdy karetka cię zabrała, wziąłem to pióro i włożyłem ci je w dłoń, gdy spałaś...
Tom wysunął szpitalną szufladę i wyciągnął je.
Ujęła je w dłoń dogłębnie rozczarowana. Zwykłe ptasie pióro... Szkliły się jej oczy.
- A kamień... - Szepnęła. - Był jeszcze kamień...
Pokręcili głowami.
- Rzucaliście kamieniami w to oczko - przypomniał bratu Bill.
- Faktycznie. Puszczaliśmy kaczki.
- A spinka? Spinka Ali... Spinka Kim? - Już sama nie wiedziała.
- Tak. Kim zgubiła tam spinkę. Szukaliśmy jej, bo jęczała jak nienormalna - wyjaśnił skwaszony Tom.
- Klucz?
- Jaki klucz?
- Ja znalazłem jakiś klucz - wyznał Bill.
- Widziałam to... - Przypomniało jej się. - Poszedłeś z nim na górę...
- Tak. On właśnie otwierał tę klapę w suficie...
- I ja za tobą poszłam... - Olśniło ją. - Patrzyłeś się na gołębie, a przed tobą była dziura. Dzielił cię od niej krok, dlatego do ciebie ruszyłam, żeby cię powstrzymać; żebyś nie spadł... To był ranek. Było szare niebo... Szósta trzydzieści siedem... - Rozszerzyły się jej oczy. Taką godzinę ciągle widziała we śnie! Coraz bardziej była pogubiona...
- Tak... - Blondyn skinął głową.
- Ale jeśli... Jeśli się ze sobą nie trzymaliśmy... To, co robiłam tam z wami?
- Nie pamiętasz?
Pokręciła głową.
- Steven chwalił się tym domem od tygodni. Mówił, że jest nawiedzony i chciał tam pójść. Dan, Matt i Ricky się wkręcili, no i jak oni się wkręcili, to ciągnęli nas i Mikiego. Mieliśmy spędzić tam noc... Lena się wyłamała, a Kim nie chciała iść z nami tam sama, więc wyciągnęła ciebie. Steven...
- Steven powiedział, że lepiej, jak ty pójdziesz, a nie Lena, bo podobno wywoływałaś duchy - przerwał bratu pośpiesznie Bill.
- Tak. Mieli radochę z tego, że może wywołasz jakiegoś ducha... Namawiali cię, żebyś to zrobiła, gdy tam byliśmy, ale ty nie chciałaś tego robić. Steven był uparty i tak podjarany, że zaczął na holu tego domu rysować pentagram i zapalać świeczki. Miki się zdenerwował. Kim się bała i chciała wrócić do domu. Steven się pokłócił wtedy bardzo z Mikim. Bo Steven chciał...
- Ale nikt się na to nie zgodził. - Znowu przerwał pośpiesznie Bill. - Skończyło się na głupim rysunku. Siedzieliśmy tylko i opowiadaliśmy sobie straszne historie...
- O pałacu Showensów... - Zrozumiała.
- Też, między innymi.
- Nikt się nie zgodził na co? - Dopytała.
Bracia wymienili się spojrzeniami.
- Steven był głupi. Chciał robić głupie rzeczy, których wszyscy się bali - wytłumaczył Tom.
- Co to za głupie rzeczy? Ja chciałam je robić?
- Nie wiem. Ty milczałaś. Prawie cały czas milczałaś. Zachowywałaś się tak, jakbyś w ogóle tam z nami nie była, ale... Zawsze się tak zachowywałaś. Z nikim prawie nie rozmawiałaś... My... Też ze sobą nigdy nie rozmawialiśmy. Jakoś nigdy nie było okazji - odrzekł Tom.
- Więc... Pewnie dziwne dla was było to, że chciałam z wami rozmawiać... - Przełknęła gorzką prawdę.
- Trochę tak... - Westchnął Tom.
Broda jej zadrżała. Tak bardzo żałowała, że to, co przeżyła we śnie, nie miało w ogóle wpływu na realne życie; że w ogóle było to wszystko na marne; że ratowała, że oddała duszę, że wyznała miłość komuś, kto nigdy miał się o tym nie dowiedzieć... Kto nigdy nie był jej... A to wszystko, co przeżyła, było tylko jej wyolbrzymioną wyobraźnią, która tylko sprawiła jej mocniejszy ból za życia.
- Chciałabym pojechać do tego domu... - Przypomniała. - Zrobicie dla mnie tę ostatnią rzecz? - Wychrypiała zawiedziona.
Pamiętała ich. Okazało się, że wspomnienia, które były w śnie - one jedyne nie były snem a najprawdziwszą, bolesną prawdą. To siedzenie na stołówce i słuchanie Leny o braciach, ta zazdrość, jaką wtedy zawsze czuła, była prawdą. To osamotnienie i wstręt do szkoły również. Moment, gdy wszyscy się z niej naśmiewali; moment, gdy Bill ją w końcu zauważył, w tej dla niej tragicznej sytuacji, było czymś, przez co miała ochotę zniknąć...
Parę następnych dni przepłakała w milczeniu. Spotkanie z rodzicami było nijakie. Nie rozumieli, a raczej mama nie rozumiała, dlaczego nie chce ich widzieć. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. Po prostu nie chciała mieć z nimi nic wspólnego. Zupełnie tak jak we śnie. Tyle że w śnie chciała mieszkać ze swymi przyjaciółmi i tak było, w prawdziwym świecie nawet musiała chodzić się wypróżniać, myć i czuła głód. W śnie było wszystko takie proste...
Potem pojechała z nimi do tego domu. Zabrali ją. Nie odzywała się do nich zbyt często. Cały czas sobie uświadamiała, że są dla niej tak naprawdę obcy, a to, co chciała im powiedzieć, nie miało żadnego sensu, gdyż to nie była prawda. To właśnie ściskało jej serce najbardziej. Wspomnienie obojętnego wzroku jej wyśnionego stało się znowu realne.
Przemierzali ruderę, a wszystkie wspomnienia zaczęły do niej wracać, by poczuć się, jakby właśnie przed chwilą była tam z nimi wszystkimi. Pamiętała, że Bill również się niezbyt dużo odzywał, a ona prawie cały czas mu się przyglądała. Gdy tak świecili latarkami telefonów, widząc stary hol, w którym wtedy siedzieli przy świeczkach, dokładnie chyba wszystko do niej powróciło.
Steven chciał, żeby Amelia się położyła na pentagramie, by wywołała samego Diabła. On się niczego nie bał i zawsze ukazywał się jako silny chłopak, niebojący się wyzwań. I nigdy z nim nie była. Podobał się jej tylko. W tym nie było nic dziwnego. Jej wyobraźnia, wszystkie te mniej ważne i ważniejsze szczegóły, rozmowy, sceny przeobraziła w swej głowie w jedną wielką historię. Nie chciała brać w tym udziału, ale nie powiedziała tego głośno. Miki robił to za nią. Dlatego Steven wygnał go z tego domu, razem z panikującą Kim. Dokładnie, jak zrobił to we śnie. A Bill wtem tylko stał z boku i już nie był taki pewny siebie. Rozumiała go. Przecież nakryła ich w szkolnej piwnicy. Steven już nie raz bawił się w taką czarną magię, której ona cholernie się bała. Bill był wtedy przecież z nimi. Zakazał o tym mówić komukolwiek. Tajemnica raczej do dzisiejszego dnia została tajemnicą. Stała wtem w tym holu i bardzo dobrze go rozumiała. Jego mina była wtem bez wyrazu, jego oczy były czarne przy tym świetle, a płomień świec odbijał się w nich. Nie mogła uwierzyć tylko w to, że jej wyobraźnia naprawdę potrafiła zrobić z niego Anioła. I nie rozumiała tylko, dlaczego upadłego? Czyżby uraza, jaką do niego czuła, przez brak jego uwagi na jej osobę, była tak silna, że objawiła się w takiej postaci? Najwidoczniej tak. Cała reszta była stworzona przez nią. Pragnęła, żeby ją widział, dlatego ją widział zawsze i wszędzie, nawet gdy go nie było...
Czasami miała ochotę śmiać się z samej siebie. Czuła się żałośnie ze swą wyobraźnią, a rysunki aktu z Billem ją tak pogrążały, że odkąd je zobaczyła, ani razu nie spojrzała mu w oczy. To było chyba bardziej żenujące niż sam fakt, że wywoływała duchy. Każdy przyjął do siebie to, że śni jej się seks z Billem... Pragnęła umrzeć, myśląc o tym...
Matt i Dan odpadli wpadając w sen. Tomowi opadały wtem powieki. Steven był podniecony opowieściami razem z Ricky'm, a Bill podniósł się ze swojego plecaka, na którym spoczywał i przechadzał się po domu. Amelia siedziała wtem na jednym z drewnianych stopni, jak zwykle w świecie swojej wyobraźni, kreując życie niegdyś żyjących ludzi w tym domu, ale również obserwując swego wyśnionego, który w końcu z kluczem w ręce przeszedł obok niej, kierując się na górę. Niezauważona powędrowała za nim. Chciała zobaczyć, co robi, ale też miała nadzieję, że może w końcu uda jej się z nim porozmawiać normalnie. Chociażby wymieniając zdania typu 'co robisz?' lub 'jest tu strasznie, nie?'.
Przyglądała mu się dłuższą chwilę, wkładając głowę w pokrywę sufitu. Stał najpierw przy tym starym oknie. Gdy gołąb zagruchał i ten odszukał go wzrokiem, ruszył powoli do niego, jakby chciał go złapać. Amelia, widząc zarwane deski, na które w ogóle nie patrzył, weszła tam, ale zatrzymała się, gdy ten się zatrzymał. Serce miała już w gardle. Bała się, że zrobi ten krok w przód. I gdy chciał już go robić, ruszyła się energicznie z miejsca. Chyba zbyt energicznie, bo deski się pod nią zarwały, gdy pod nim wcale. Po prostu miała pecha...
- Chciałabym pojechać do pałacu Showensów.
Bracia wymienili ze sobą wzrok.
- Do szkoły?
- Nie. Tutaj w lesie... Nie daleko... Pojedziecie ze mną?
Znowu wymienili ze sobą wzrok.
- To jest park, nie las - zauważył Tom.
Bill się prawie w ogóle nie odzywał. Zachowywał się zupełnie tak jak ona. Jakby w ogóle go nie było z nimi.
Po krótkiej dyskusji z Tomem przemierzyli dookoła park, w którym siedziała we śnie z Tomem na ławce. A zamiast pałacu, zobaczyła swą szkołę. Ich byłą szkołę.
To był dopiero szok, który jak opadł, roześmiała się wniebogłosy.
- Dacie wiarę, że ja stworzyłam ze szkoły, nawiedzony pałac?
Tom odwzajemnił śmiech.
- No w sumie jakby nie patrzeć jest nawiedzona. Kto lubi do niej chodzić? Same potwory i zagrożenie w niej.
- Haha! Nie mogę w to uwierzyć!
Widząc, zamiast czarnego stawu, wielką fontannę i te wszystkie mury, swoją 'salę sekty', w której była aula, do której nienawidziła chodzić, gdyż kojarzyła jej się tylko ze wstydem, gdy raz występowała w postaci drzewa w czerwonym kapturku, którą grała Lena, a babcię Kim, no i Bill był wilkiem... To było tragiczne...
- Pałac Showensów... - Westchnęła pod nosem. - Założyciele szkoły...
Szkoła ta, a raczej budynek, zaliczał się do zabytków miasta. Tę szkołę założyła rodzina Showensów. Krążyło mnóstwo legend i pogłosek, które wymyślały dzieciaki i przekazywali je z pokolenia na pokolenie. Między innymi właśnie tę, którą użyła we śnie. Przeklęta rodzina... Właśnie te historyjki opowiadali sobie w tamtym domu. Każdy znał inne szczegóły, przez co legenda nie zaznała końca. Do dzisiaj co niektórzy twierdzą, że są świadkami dziwnych nadprzyrodzonych mocy w tym budynku. Dlatego, gdy uczniowie się dowiedzieli, że wywołuje duchy, została nazwana czarownicą. A historia Alicji, która miała być uwięziona niegdyś w tym budynku stała jej się bardzo bliska, choć za wiele nie miała z nią wspólnego.
- Nie wiem, czy wiesz, ale są filmy, na których ksiądz odprawia msze... - Przypomniał sobie Tom, gdy weszli do auli.
- Gdy spałam? - Dopytała, a dziwne uczucie pieczenia ramion, pleców, skrajów łydek i rąk pojawiło się na jej ciele. Skwasiła się lekko i potarła jedną z rąk, tuż nad nadgarstkiem.
- Tak.
- Chcę je zobaczyć. - Zaskoczyła się, ale i znowu skwasiła, pocierając to samo miejsce, gdyż chyba najbardziej jej dokuczało. Gdy podciągnęła rękaw ciemnej bluzy, by ujrzeć, co tam się dzieje, ujrzała prostą linię, która wyglądała, jak wypalona w jej skórze.
Serce jej zabiło mocniej. Przez ostatnie tygodnie wmawiała sobie na siłę, że to wszystko nie było realne, gdy teraz miała naoczny dowód kawałka jednej z linii pentagramu, który znajdował się w tej auli, na tej kamiennej podłodze, do którego była przypięta na kołki i liny.
- Co jest? - Zapytał Tom, widząc Amelii minę.
Spojrzała mu w oczy i przez chwilę miała wrażenie, że jednak to wszystko się działo, a oni bezczelnie jej wmawiają te wszystkie bajki. No bo, jeśli to był tylko sen, tylko śpiączka, tylko marzenia, czy też koszmary senne, to skąd by się to wzięło!?
- Nic. Muszę zobaczyć te filmy - rzuciła pewnie i bardzo poważnie.


CDN

2 komentarze:

  1. Ohhh i nie wiem co więcej napisać. Może tylko tyle że jestem pod ogromnym wrażeniem odcinka i z ręką na sercu nie moge się doczekac następnego. Pozdrawiam cieplutko 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby to koniec, a jednak wcale nie!
    To chyba najlepszy rozdział tego opowiadania, jaki przeczytałam. Wciągający, ciekawy, wszystko wyjaśnia, ale pozostawia wrażenie, że może to jednak nie jest do końca cała historia i jest jeszcze jakieś niedopowiedzenie, które może wszystko zmienić. Przechodzę do ostatniego rozdziału, bo zżera mnie ciekawość. :)

    OdpowiedzUsuń

Twoje kilkanaście sekund na komentarz jest dla mnie motywacją do publikacji nowych odcinków :)