Tak, jak informowałam, tak jestem :)
Zapraszam :*
Zapraszam :*
11
Kolejny raz obeszła pałac, tylko już dokładniej. Zwiedziła w końcu piętro, którego nie zdążyła zwiedzić za pierwszym razem. To, co ujrzała, było czymś niesamowitym, dlatego upewniła się, czy oby na pewno te drzwi nie były jakoś zabezpieczone, ale naprawdę nie były.
Pół okrągła sypialnia z wielkim zdobnym łóżkiem i baldachimem. Szafki nocne z lampkami naftowymi. Stara komoda i szafa. Krzesło, stolik do makijażu i kolejne drzwi. Nawet grube, szare kotary zwisały na równie półokrągłych oknach. A co jeszcze lepsze - dywan.
Miała wrażenie, jakby przeniosła się w czasie. Przez chwilę pomyślała, że może jej się to śni, ale uszczypnęła się i nadal tam była. Z okna widziała gęsty las. To było coś niesamowitego. Drzwi były otwarte, cały pałac wyglądał na taki, co miał za sobą mnóstwo lat przeżyć, walcząc każdego dnia i nocy z czasem na przetrwanie, a Stąd Nic nie zostało ukradzione? To nie było możliwe...
Zajrzała do szafy, a jej szok coraz bardziej się zwiększał. Piętnastowieczne proste suknie, bez dekoltów z długimi rękawami, z jedyną ozdobną rzeczą - sznurkiem w talii, paroma guzikami na klatce piersiowej i kołnierzykami. Nawet buty stały równo ustawione.
Kręciła się w kółko. Zajrzała do komody. Parę listów, których nie mogła rozczytać i złoty zdobny klucz, który natychmiast ujęła w palce i zerknęła na zamek do tej sypialni. Chcąc zasunąć szufladę, przed jej oczami pojawiły się zrozumiane słowa na jednym z listów.
"Z każdym wierszem umiera uczucie..."
Ujęła żółty papier w dłoń, niestety po rozłożeniu starej kartki napisy znowu się rozmyły, a list stanął w płomieniach. Tak się zlękła, że rzuciła nim, w tym samym momencie odskakując od niego. Spłonął. Zniknął. Nawet śladu po popiele nie było. Jakby w ogóle ta rzecz nie istniała, a ona doznała właśnie halucynacji.
Zaskoczona rozejrzała się dookoła. Klucz w dłoni przypomniał jej, co miała zrobić. Niestety nie pasował do tych drzwi, jak się okazało po przymierzeniu. Drugi zamek w drzwiach też nie należał do klucza, a stojąc już przy nich, zajrzała za nie. Łazienka. Równie urządzona i czysta na swój sposób jak salon.
Pokręciła głową, zerkając w lustro i zaraz wpadła na pomysł. Wystawiła przed siebie klucz i zrobiła mu zdjęcie telefonem. Podejrzewała, że gdyby była we śnie, albo to by nie istniało naprawdę, zdjęcie by się nie zrobiło. Dlatego teraz uwierzyła, widząc klucz na zdjęciu.
Otworzyła szeroko usta i ponownie się rozejrzała. Musiała wszystkiego dotknąć, po czym wróciła do sypialni. Wyciągnęła jedną z granatowych sukni z rękawami jak dzwony i włożyła na siebie. Nawet nic nie śmierdziało, poza swym i tak specyficznym zapachem staroci. A suknie pachniały lawendą, co było znane raczej aż dotąd. Dobra rzecz na mole i inne stworzenia niszczące ciuchy. Obejrzała się w lustrze z wyobraźnią rozwiniętą już na maksa.
- To pewnie tej dziewczyny, która została poproszona o rękę. - Wyszeptała, tak samo bardzo zachwycona, jak i zniesmaczona...
"Twoje drżenie..." - Napis pojawił się na lustrze, a ona zamarła. "...za bardzo mi nie pomaga - To mnie zabije..." - Przeczytała w myśli, zaciskając dłoń na kluczu. Już chciała się odezwać, coś zrobić, gdy w odbiciu zobaczyła te wielkie czarne, błyszczące oczy, przez które odskoczyła do tyłu, ale to był błąd, bo wpadła prosto na Niego.
- Dlaczego mnie straszysz! - Zawołała wściekła.
- Każdy duch chyba to robi. - Uniósł brew, czując się całkiem niewinnie.
- Nie jesteś duchem. Mogę cię dotknąć. - Dźgnęła palcem jego tors, kompletnie zapominając przez to poruszenie, z kim ma do czynienia. Gdy sobie o tym przypomniała, zerknęła z obawą w jego oczy, które, mogłaby przysięgnąć, że żarzyły się od płomieni dzikiego ognia.
Przełknęła ślinę i odsunęła się od niego.
- Ściągnij to. - Rozkazał.
- Dlaczego? - Zapytała nieśmiało. - Nie podobam Ci się w tej sukni? Żyłeś w tamtych czasach, prawda?
Milczał, wypalając ją wzrokiem.
- Gdzie są Twoje skrzydła?
- Nie zawsze je mam. - Odrzekł w końcu. - Nie zawsze jest na nie czas.
- Kiedy jest na nie czas?
- Nie zadawaj tylu pytań.
-Muszę. Mam wrażenie, jakbym Cię znała wieczność, ale tak naprawdę nic o Tobie nie wiem.
- Wystarczy, że ja o Tobie wiem wystarczająco dużo.
- Skąd? Chodzisz za mną?
- Po prostu wiem.
- Dlaczego raz jesteś miły, raz... Mam wrażenie, jakbyś chciał mnie zabić?
- Bo raz mam ochotę cię zabić, a raz... Wydajesz się miła.
- Przecież nic Ci nie robię... - Zmartwiła się.
- Wiesz o moim istnieniu. To wystarczy.
- Zabijałeś ludzi, którzy o Tobie wiedzieli? - Jej oczy się rozszerzyły.
- Tak. Nie nadawali się na trzymanie tajemnicy i do wykonywania zadań.
- Więc ci ludzie... Wtedy. Tutaj w pałacu. To Twoi oddani?
- Tak.
- A ten czerwony?
- Najwierniejszy.
- Ufasz mu?
- Tak.
- Oni wiedzieli o mnie, tak?
- Tak.
- Ty im mówiłeś?
- Wiedziałem, że w końcu tu przyjdziesz.
- To Twój dom?
- Nie. - Warknął.
Zamilkła. Więc jednak się pomyliła!? To niemożliwe!
Zakręciła się w kółko, unosząc aż dłonie z tej straszliwej pomyłki.
- Ale jak to? - Powiedziała jakby do siebie. - Czyżbym pomyliła się z perspektywą? - Zmarkotniała.
- To, co tu robisz? Dlaczego tu jesteś?
- Bo Ty tu jesteś. Ściągnij to. - Powtórzył rozkaz.
- To jest czyjeś?
- Tak.
Zaskoczyła się jeszcze bardziej.
- Ktoś tu mieszka?
Zniknął, a ona się jeszcze bardziej wściekła.
- PRZESTAŃ TO ROBIĆ! - Zawołała, tupiąc nogą w posadzkę.
Po chwili rzeczywiście przyznała mu rację i ściągnęła z siebie ten ciuch, odkładając na miejsce. Nie powinna tego ruszać.
- Przepraszam cię dziewczyno, że przymierzyłam Twą suknię. - Odrzekła dla swego umysłowego spokoju, przez co poczuła się nagle obserwowana. Jej serce zabiło mocniej, a ona powoli zamknęła drzwi szafy, by ujrzeć w drzwiach wejściowych... Ku zdziwieniu chłopca w czarnej czuprynie. Gdy tylko go zobaczyła, uciekł. Tak bardzo się zlękła, ale też sobie coś przypomniała, dlatego wyleciała za nim, jak najszybciej.
- Zaczekaj! - Niestety jego już nie było. Nie poddała się. Ruszyła szybkim krokiem wzdłuż korytarza, ściskając w dłoni klucz i przy okazji zerkając na zamki w drzwiach, by wzrokowo odszukać tego zdobnego.
Zatrzymała się na wielkich schodach. Nie miała pojęcia, dokąd chłopiec uciekł.
- Śniłeś mi się. - Zaczęła, nie tracąc nadziei. - Dlaczego chciałeś ze mną pójść? Dlaczego chciałeś, żebym cię zabrała ze sobą? - Mówiła donośnym głosem, po czym przez myśl jej przeszło. - Ale jestem zjebana.... - Zamknęła oczy i złapała się za głowę. - Jak mogę szukać tego przerażającego dzieciaka z podkrążonymi oczami, bordowymi ustami, tak białego, że aż prawie przeźroczystego, gdy śnił mi się całkiem normalny, na domiar tego prosił ją, żeby go zabrała ze sobą? To logiczne, że to nie on, a kto inny. Tamten chłopiec był chłopcem z mojego snu. Nie z pałacu. Tamten chłopiec na pewno był chłopcem z drewnianego pokoju z biurkiem, piórem na jego blacie, starym łóżkiem i oknem z widokiem na staw i las. Nie z pałacu. Chyba... - Myślała intensywnie. - O matko! - Otworzyła oczy i ściągnęła dłoń z głowy. - Jeśli ci trzej chłopcy, to jeden chłopiec, tyle że martwy, a tamci żywi i jest Tutaj, to znaczy, że to jest To miejsce. Tom nawet mówił przecież o strychu, nie o piętrze! Ale... On powiedział, że tu nie mieszkał... Może to, kto inny? - Rozszerzyła oczy i przeszła się w kółko. - Ale to, skąd ten dzieciak miałby to samo pióro na swoim biurku? O matko! Może on jest jego synem!? A może On też Go widział! Powiedział, że zabijał tych, którzy nie umieli dochować tajemnicy, może właśnie zabił tego dzieciaka, bo go widział! Mnie też widział w tym śnie, przez to się obudziłam! Ale, zabiłby dziecko? - Skwasiła się. - No przecież jest jakimś demonem! On nie patrzy, czy to dziecko, czy nie!
Rozejrzała się podjarana dookoła. W ciemności na dole zobaczyła parę czarnych błyszczących oczu. Przełknęła ślinę, cofając się o krok od kamiennej balustrady, ale nabrała powietrza w płuca i przysunęła się do niej z powrotem. Ujrzała go tuż przed sobą, tak dokładnie, że aż widziała jego krwiobieg rozchodzący się jak pioruny po jego oczodołach.
Straciła prawie równowagę, uderzając plecami o ścianę. Jej oddech był tak szybki, że przez niego właśnie nie mogła oddychać z braku tchu.
On stał po drugiej stronie barierki i gapił się na nią z wytrzeszczem, wyżerając jej wszystkie myśli z głowy, przez co przeraźliwy krzyk wydobył się z jej gardła, a ciało pomimo paraliżu, rzuciło się do ucieczki. To nie był sen. Teraz była tego świadoma. Gdyby to nie działo się naprawdę, obudziłaby się tak szybko, że nawet nie zdążyłaby krzyknąć, tak jak zawsze bywało, przez co się wtem irytowała...
Bała się odwrócić do niego plecami, ale musiała biec. Wydawało jej się, że biegnie w zwolnionym tempie, dzięki czemu panika była tak ogromna, że przestała kontrolować swoje jęki strachu. Nie wiedziała, gdzie ma się ukryć. Żałowała, że zanim poszła. Od razu czuła, że coś jest z nim nie tak. Ten nawiedzony dzieciak nawet za nią nie poszedł.
Gdy zatrzymała się na końcu prostego, długiego korytarza i obejrzała się za siebie, on nadal tam był i na nią patrzył. Wszędzie tłumił się cień ciemności, ale jego biało sina twarz i te czarne plamy na oczach i ustach, były tak wyraźne, jakby zrobione w 4k.
Dźwięk strachu ponownie się z niej wydobył, komponując się idealnie z drżeniem ciała, gdy ten się do niej przebiegle uśmiechnął. Nie patrząc już na nic, zbiegła po drugich schodach, już mniej pokaźnych, na parter, choć prowadziły jeszcze piętro niżej, na pewno do piwnicy. Wyleciała drugim otworem na drzwi i ruszyła przez ciemny las do swojego auta.
- Miki mi powiedział. - Wyjaśnił Tom.
- Wierzysz lub nie... Ale to prawda... - Wyznała cicho.
Nie spodziewała się, że Tom będzie wiedział wszystko, a spotkanie w miejskim parku nabrało innego koloru, niż sądziła. Dotychczas zajmowany plac zabaw, przy którym siedzieli, przez większe, odpalające się dzieciaki, był dzisiaj pusty.
- Więc ot tak do Ciebie przyszedł i powiedział, że to jednak nie jest to miejsce. - Próbował zrozumieć.
- Tak...
- Więc byłaś w śnie, w domu, który już pewnie dawno nie istnieje. - Uniósł brwi. - Albo nigdy nie istniał... - Dodał ciszej z westchnieniem.
Amelia rozejrzała się ślepo po skwerze.
- Wiem, że masz mnie za wariatkę... Ale... Czuję coś do niego... Gdy na mnie patrzy... Jakby dotykał wzrokiem mojej duszy... Jakby wiedział o mnie dokładnie wszystko... Jakby znał moją najmniejszą i największą tajemnicę... Jakbym Ja znała go od lat, ale ktoś wymazał mi go z pamięci, a teraz próbuję sobie wszystko przypomnieć... Jego głos... Słyszę go niemalże codziennie... Tęsknie za nim, gdy nie przychodzi... Jak go nie słyszę... Nie czuję, jego dłoni na ręce, albo na policzku... Jak mnie nie głaszcze po włosach... Jak go nie widzę... To myślę, że to koniec... - Wyznała jak w transie, mówiąc szczerze jakby, spowiadała się właśnie przed najwyższym.
- To wszystko jest absurdalne... - Zerknął na nią ironicznie.
- Wiem... Ale prawdziwe... Skoro pióro jest w moich rękach... To znaczy, że naprawdę jest moim Aniołem.
- To jest nierealne.
- Nierealne jest to, że widzę i słyszę kogoś, kto nie istnieje... Sądzisz, że mam schizofrenię?
- Pewnie tak... - Przyznał swobodnie, kiwając głową.
Zerknęła na niego, zaskoczona.
- Nie takiej odpowiedzi chciałam! - Zawołała oburzona.
- Ale zastanów się, jaki w tym wszystkim jest sens. Jeśli naprawdę to jego pióro i nawiedza cię, odkąd je masz, to chyba logiczne, że powinnaś mu je oddać, żeby przestał.
- Żeby zniknął... - Wyszeptała przerażona.
- Ty chyba nie chcesz, żeby znikał... - Zauważył Tom.
- Tyle lat był ze mną... Nie chcę... - Przyznała zgodnie z prawdą. - Chcę wiedzieć, dlaczego akurat ja? Dlaczego zdołałam wyciągnąć coś ze snu. Nikt tego nie zrobił. Dlaczego Mi się to przytrafiło?
- Szukasz odpowiedzi...
- Tak. Sądzę, że jest coś ze mną nie tak. Te białe kulki... To jest... To jest nierealne... Ale naprawdę to się wydarzyło. Ja chciałam, żeby powstały dla mnie. Rozumiesz? Czułam... Nóż na gardle. Chciałam od nich pomocy. I mi ją dały... To było jak z filmu... Teraz gdy o tym mówię... Czuję się, jakby to był sen... Ale zobacz... - Pokazała swe nadgarstki. - To mi mówi, że to nie był sen. Spójrz... - Przypomniała sobie i wyciągnęła telefon, by pokazać mu klucz, zaraz streszczając mu całą sytuację i wygląd sypialni w tym pałacu.
- Dziwne... - Zaskoczył się po raz kolejny. - Widziałem już taki klucz gdzieś...
- Gdzie? - Poruszyła się.
- Chyba to było w szkole, ale nie jestem pewny... Wiem... - Zaskoczył. - Tak. To było w szkole. Otwierał bramę na dole w piwnicy. Wiesz, tam, gdzie są szatnie. Korytarz jest podzielony na pół, stoi brama, a'la płot taki i za nimi są następne pomieszczenia.
Poczuła ogromny wstyd. Tak ogromny wstyd, że nie potrafiła na niego spojrzeć. Jakby to ona była za tą bramą. Jakby przeżyła tam najgorszą, wstydliwą rzecz na świecie. Nawet nie chciała wiedzieć, co tam się wydarzyło. Skąd on o tym wie. To było przerażające. Jakby czuła grzechy... Ale dziwne było to, że to nie jego grzechy... Kogoś mu bliskiego...
Zeszła tam, by się schować przed wszystkimi ludźmi i móc w spokoju dokończyć portret swego wyśnionego i zjeść lunch. Odkąd wszyscy się dowiedzieli, że wywołuje duchy, odsunęła się na bok. Usłyszała niezrozumianą jej rozmowę, dlatego się zawahała. Chwilę podsłuchując, zerknęła za ścianę. Widok jej wyśnionego z paroma jego kolegami, ukrywającymi się za 'bramą' był niemalże przerażający. Wyglądał w jej oczach jak doklejony do tych chłopaków. Świece paliły się i identycznie porozstawiane były jak w pałacu, a on stał na samym środku nieco przerażony, choć pod łuną pewności. Jego oczy pod tą maską krzyczały, a jego koledzy mieli istny ubaw. Tak bardzo chciała go stamtąd wyciągnąć, że i tak nic nie zrobiła z obawy, jaką czuła na myśl o skutkach. Wszyscy w szkole wiedzieli już, że wywołuje duchy, dlatego nie chciała się mieszać w to bagno. Gdy zgasły po chwili wszystkie światła rozległ się krzyk jej wyśnionego. Już nikomu nie było do śmiechu. Chciała stamtąd uciec, ale ciekawość brała nad nią górę. Wyjrzała jeszcze raz zza ściany. Usłyszała donośny, przeraźliwy głos jej wyśnionego.
- NIGDY WIĘCEJ MNIE NA TO NIE NAMÓWICIE! NIKOMU ANI SŁOWA! TOMOWI W SZCZEGÓLNOŚCI! - Uciekł, ale ona pierwsza to zrobiła.
- Chcę się wyprowadzić... - Rzuciła nagle, wracając myślami do świata żywych.
- Dokąd?
- Nie wiem. Z dala od wszystkich. Od rodziców, od znajomych, od wszystkich. Żebym mogła żyć, tak jak ja chcę, nie tak jak ktoś...
- Ja chciałbym zrobić to w końcu...
Zerknął w jej oczy, a jego twarz przybrała kształt Jego, choć bardzo się nie zmieniła. Jego oczy również się nie zmieniły prawie w ogóle, tylko poczerniały. Jej powieki się rozszerzyły, a jej myśli zaczęły składać kolejne puzzle z obrazów. Wiedziała, że jego oczy kogoś jej przypominają!
Zbliżył się do niej. Poczuła jego ciepły oddech na swej skórze. Jej podbrzusze zareagowało odpowiednio, a ona również tego zapragnęła. Już mieli się połączyć, gdy za jego głową, w dali, między drzewami, dostrzegła kolejną znaną jej osobę, idącą tuż przy parku po chodniku.
- TO ON! - Zawołała, wskazując na chłopaka.
Tom aż się podniósł. Nie przyznawał się, ale naprawdę się zląkł.
- Kto? - Nie rozumiał.
- ON! To jest ON! Zobacz! To ON! - Wołała podekscytowana i ruszyła w jego stronę, a ten za nią. Chciał ją zatrzymać, ale ona była hen przed nim.
Stanęła blondwłosemu, wysokiemu chłopakowi naprzeciw.
- To Ty! - Zawołała do niego, wpatrując się w identyczne czekoladowe oczy, jakie miał Tom.
- O co chodzi? - Blondyn nie rozumiał.
Dotknęła jego ramienia. Jego ciało wydobywało ciepło, a na domiar tego, przez jej myśl, przebiegły słowa "Luftenstreet 308" i była pewna, że to Jego adres.
- Stałeś się człowiekiem! - Wygarnęła zachwycona.
- A niby, kim mam być, jeśli nie człowiekiem? - Odrzekł zaskoczony blondyn, patrząc na dziewczynę, trochę jak na idiotkę. Wyglądał na takiego, który udawał, że nie ma pojęcia, o czym Amelia do niego mówi, albo to ona sobie wmawiała, że on wszystko doskonale rozumie, tylko kłamie.
Znała go. Amelia czuła to po kościach. Była tego pewna, tak samo, jak tego, że to właśnie On jest tym bliskim Toma. Nie pamiętała, czy miał kiedyś blond włosy, zawsze wydawało jej się, że miał je jednak czarne, albo po prostu jakiś ciemny odcień. Teraz wyglądał nieco dziwnie w tych tlenionych, roztrzepanych, krótkich, aczkolwiek jak na mężczyznę, i tak pewnie zbyt długich piórkach. To jednak nie zmieniało faktu, że nadal był bardzo przystojny, a ta jasna czupryna dodawała mu tylko tego czegoś, co wpływało na nią dostatecznie dobrze.
- Choć już stąd. - Tom dobiegł do pary i pociągnął Amelię za rękę.
- To Twój brat! Bliźniak! To Wy mieszkaliście w tej starej chacie! Widziałam cię! Miałeś czarną czuprynę! A ty ciągle płakałeś! - Zawołała do Toma.
- Ona zwariowała? - Zapytał blondyn Toma, a ten skinął głową, że tak.
- Uważa cię za Anioła. - Wyjaśnił z westchnieniem.
Blondyn jeszcze bardziej znacząco obdarzył brunetkę swym wzrokiem. Nie przybrał żadnej już miny. Ani wyśmiania, ani szoku. Wyminął ich po prostu i ruszył dalej. A Amelia upartcie wierzyła w to, że stwarzał tylko takie pozory.
- To naprawdę On! Zaczekaj! - Chciała za nim ruszyć, ale Tom ją powstrzymał.
- Ogarnij się! On cię nie chce! Zrozum to w końcu, a w końcu będziesz szczęśliwa! - Trząsł jej ramionami, a ona miała wrażenie, że to już było. Istne deja vu i to wraz z jego wypowiedzią.
- To Twój brat...
- Ale to nie znaczy, że jest taki sam, jak ja.
- To On jest tym demonem. - Swego trzymała uparcie, choć zaczynała tracić kontrolę nad swoim ciałem i umysłem. - To Bill. - Olśniło ją.
- Nie. To mój Billy.
- To imię jest takie samo!
- Nie! To inne imię! I nie porównuj go do Niego! On nie jest żadnym demonem! - Mówił do niej wściekły.
- Ale to Bill... - Wyszeptała z wielkim bólem. - On ma na imię Bill. - Mówiła jak w transie. - Ten Anioł.
- Skąd wiesz?
- Znam to imię. Wiedziałam, że jest coś w tym, że go znam, ale jakbym go nie pamiętała. Znam go! Jestem pewna, że to Jego imię! Nie chciał mi powiedzieć! Robił sobie ze mnie żarty! Naśmiewał się ze mnie! - Poczuła się identycznie jak w szkole. Potraktowana z żartem, który śmieszył wszystkich, ale nie ją. To był jeden z tych najśmieszniejszych żartów, który ją upokarzał i ranił. - Nie zależało mu, żebym Ja go poznawała. Miał mnie za nic! - Kolejne wspomnienia powróciły, których chyba wolała nie pamiętać. - Za nic, bo nigdy nie chciał mnie znać...
CDN
No to teraz się porobiło! Jestem bardzo ciekawa kolejnych części i cieszę się, że postanowiłaś dodawać odcinki jednak dwa razy w tygodniu. :)
OdpowiedzUsuńWybacz taki krótki komentarz, ale jakoś dzisiaj brak mi słów do tworzenia sensowniejszych wypowiedzi.