Witam i od razu przepraszam, że odcinek nie pojawia się w terminie, ale był dla mnie nieco ciężki. Nie pod względem długości, czy czegoś innego, ale pod względem treści i rozumności zdań.
OD RAZU PRAGNĘ ZAZNACZYĆ, ŻE TEN ROZDZIAŁ JEST ROZDZIAŁEM DLA SCEPTYKÓW.
Jeśli kogoś uraziłam, to wiedzcie, że nie miałam takich zamiarów. To tylko opowiadanie :)
12
Amelia spożywała kanapki w szkolnej stołówce. Gwar nastolatków obijał się jej o uszy. Jak zawsze roześmiana Lena opowiadała o swym chłopaku. Od zawsze ją to denerwowało, aczkolwiek praktycznie zawsze była tych opowieści wolną słuchaczką. Tym chłopakiem był jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Brat tego, którego nazywała 'wyśnionym'. Dziewczyny zawsze z podekscytowaniem słuchały nowinek, które o nim opowiadała. Raz nawet przyniosła ich zdjęcia z dzieciństwa, które potajemnie zrobiła, będąc w ich domu. Dziewczyny miały przez parę dni, czym się ekscytować. Kim była jej najwierniejszą słuchaczką i razem się dopingowały.
Amelia śmiała twierdzić, że to właśnie Kim wypaplała to, że bawiła się w wywoływanie duchów; że to Ona właśnie sprawiła, że wszyscy mówią na nią 'opętana' i Ona sprawiła to, że jej wyśniony patrzył na nią czasami z nutką ironii, co podcinało jej niewidzialne skrzydła. Nie miała dowodów, że to na pewno zrobiła jej koleżanka, jednakże była tego pewna niemalże w stu procentach. Kim nie przyznała się tylko do tego, że robiła to z nią...
Nienawidziła szkoły, tego miejsca, tych ludzi i wszystkiego, co ze słowem 'szkoła' współgrało. Gdyby mogła, wysadziłaby ten budynek w powietrze. Czuła się w niej jak zamknięta w klatce. Jak w więzieniu. Jakby chodziła tam za karę, za swoje grzechy.
Wspięła się na piętro po betonowych szkolnych schodach. Przy drzwiach sekretariatu siedział Ten chłopiec. Strasznie płakał. Jego łzy wydawały się większe, niż jego oczy, a ciemna czupryna była rozszarpywana przez jego małe dłonie.
Przystanęła i rozejrzała się dookoła, czując już doskonale jego ból, któremu niestety nie mogła zaradzić. Nikt nie zwracał na niego uwagi, a ona wiedziała, że był zgnębiony, dokładnie tak jak ona. Pragnęła mu pomóc, ale nie wiedziała jak. Czuła tak ogromny bezsił, że serce jej pękało.
Przysiadła obok niego i objęła go ramieniem.
- Nie chcę... - Warczał z płaczem. - Ja nie chcę...
Milczała. Nie wiedziała, co ma zrobić. Nie umiała mu pomóc, dlatego pozostało jej tylko pozostać jego duchowym wsparciem, gdy w myśli zabijała wszystkich, którzy go skazali na to cierpienie.
Dzisiaj miała pewność, że ci trzej chłopcy mieli ze sobą jakiś związek. I choć nie miała pojęcia, dlaczego siedzi w jej szkole, przecież to nie było przedszkole ani nawet podstawówka, tak myśl, że przecież pozwoliła mu pójść za sobą, gdy tak bardzo ją o to błagał na wybrzeżu, rozjaśniała tę całą sytuację. Śmiała nawet twierdzić, że został tak samo pozbawiony życia, jak cała reszta z pałacu Showensów, ale chyba... On tego nie chciał i ktoś mu w tym pomógł, dlatego został uwięziony w tych starych murach...
"Luftenstreet 308" Dudniło w jej umyśle. Oczywiście, że się stawiła pod tym adresem. Weszła do sporego, jednorodzinnego domu, jak do siebie. Wcale się nie zaskoczyła, widząc w środku Toma.
- Haha. Nieee... - Podniecał się Tom.
- To by było coś szalonego, ale co, jeśli jacyś psychiczni naukowcy się do niej dostaną?
- Taa... Mogliby ją zabrać do badań.- Skwasił się brunet.
Ich głosy były odbijane lekkim echem, które wcale nie świadczyło o tym, że siedzą w domowym salonie.
- Na razie zajmuje się nią ksiądz, choć i tak wątpię, że coś to da...
- Jak lekarze nie potrafią nic zrobić, to czemu nie? Wszystkiego trzeba spróbować. - Westchnął cicho.
- Ja tylko najbardziej współczuję jej rodzicom. Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby jedno z nas tak wpadło? - Przeraził się Tom, a Bill zareagował identycznie.
Zamilkli, a po chwili usłyszała dźwięk przemieszczania się któregoś z nich.
- ... Zrobiłbym o tym artykuł. Nazwałbym go "Astralna miłość".
- Pojebało cię? Zrobiłbyś z niej psychiczną, opętaną i mogliby ją zabrać. - Uniósł się Tom.
- Sama tak przedstawia wszystko na tych obrazkach. Pasowałoby to do nich...
- Podoba mi się ta nazwa... - Weszła w końcu do salonu, by ukazać swą osobę.
Obydwoje zaskoczeni wymienili się spojrzeniami.
- Jesteś dziennikarzem, tak? - Zapytała blondyna.
- Jestem dziennikarzem, a to by był naprawdę świetny artykuł. Mógłbym tym się wstrzelić i może podnieść trochę swoją świeżą reputację. - Odparł śmiało, nie odwracając wzroku od brata. Jakby wcale nie odpowiadał jej na pytanie.
- Billy... - Wyszeptała, nie spuszczając z niego wzroku. Był jak jej Aniołek. W każdym calu go przypominał... Prócz włosów. Miał je tak jasne, jak amorek, i roztrzepane, jakby właśnie przedarł się przez wiatry nieba, by stawić się na ziemi. A imię Billy naprawdę do niego pasowało. Był taki słodki i przyjazny w tym momencie. Nie tak jak wtedy przy parku.
- To nie jesteś Ty... - Odrzekła.
W końcu zwrócił na nią swą uwagę, lecz jej nie odpowiedział.
- Więc może... - Zaskoczyła się. - Wierzysz w reinkarnację. - Stwierdziła, jakby to od zawsze wiedziała, a co lepsze, jego nic nieznaczący uśmiech, pozwolił jej na to przytaknąć. - O matko! Więc może naprawdę widzę Was, ale nie Was, to znaczy Was, tyle że w innym czasie! Jakbyście narodzili się na nowo! - Poukładała kolejne puzzle. - Więc nie jestem psychiczna! Tylko jestem...
- Może ona jest jakimś medium? - Tom jakby dokończył, choć zwracał się do brata. Jakby wcale nie widział Amelii. Zupełnie to samo czuła przy księdzu i Mikim.
- Możliwe! - Zawołała.
- Nie wierzę w takie coś. Na pewno to tylko jakieś sny. - Skwasił się Bill, znowu zwracając się do brata.
- Ale ja wierzę! - Zawołała. - Ja już we wszystko wierzę... Nawet w to, że Jezus w kościele na mnie patrzy i mnie widzi, choć ma zamknięte oczy... - Westchnęła, przysiadając się na czarnym, skórzanym fotelu.
- Chciałbym wyjechać stąd z tobą. - Wypalił Tom.
- Nie mogę stąd na razie wyjechać, dobrze o tym wiesz... - Wyjaśnił zmarkotniały blondyn, podchodząc do Amelii i łapiąc ją ciepło za dłoń.
Odpłynęła. Czuła tak miłe ciepło, takie uniesienie wewnątrz siebie, że gdyby mogła, to odwzajemniłaby ten miły uścisk. Niestety coś jej nie pozwalało. To był chyba stres i zaskoczenie, ale także obawa, że jeśli to zrobi, może go odstraszyć, a przecież pragnęła, by jej nie opuszczał.
Właśnie zrozumiała, że te częste odczucia, jakie miała, w których czuła, że jest łapana za dłoń albo muskana po policzku, to była jego dłoń, a dotyk wcale nie był lodowaty. Jego dłoń była zawsze kojąco ciepła, delikatna i czuła, że po prostu dopiero teraz dostrzegła jej wartość. Wartość uczuć, jakie dawał jej tak nieznaczącym zbliżeniem, była ogromna. Dzięki temu nie czuła się samotnie. Dzięki temu wiedziała, że jest ktoś, dla kogoś coś znaczy... Ktoś, kto na nią czeka. A już sądziła, że jest sama na tym świecie.
Nie rozumiała, dlaczego jego dotyk przeobrażała w lodowatą dłoń demona. Poczuła wyrzuty sumienia, ale i też podejrzewała, że to z powodu tego, że dopiero teraz miała okazję się z nim tak naprawdę spotkać. Poznała właściciela dłoni, którą karykaturowała. I była pewna, że on może i nocami, zamienia się w jej Czarnego Anioła. Jednak... Przed chwilą przecież stwierdziła, że to nie on jest jednak tym Aniołem... Nie chciało jej się już myśleć na ten temat. Pragnęła z nimi wyjechać. Nie wiedziała dokąd, gdyż Tom nie wyjawił miejsca, do którego chciał się udać, ale wiedziała, że ot tak, znikąd Billy jej nie zostawi.
Pragnęła leżeć z nimi już na zawsze pośród wysokich traw wydm i patrzeć w błękit letniego nieba. Miała wrażenie, jakby to właśnie Billy zesłał na nią te promienie słońca, które miło oślepiały jej zminimalizowane źrenice. Nie mogła oderwać od niego wzroku, gdy tak niewinnie i namacalnie leżeli, stykając się z matką naturą.
- Piszesz teksty... - Zagadnęła.
- Tak. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie narzekała. Kochała jego biały, szczery uśmiech. Jego iskierki w oczach i jego całego. Zapomniała już nawet o Czarnym Aniele. Znalazła swojego Prawdziwego Anioła, choć w tych włosach, mogłaby rzec, że na pewno Amorka.
- Chciałabym je przeczytać. - Zerwała jasne źdźbło trawy i to nim zajęła swe dłonie, miętoląc je w palcach.
- Nikomu nie daję ich czytać.
- Ale mi dasz. - Zawołała, również uśmiechnięta.
- Nie wiem. - Zerknął na nią i skrzyżował ręce pod swą głową.
- Zaatakowałam cię... Wybacz mi to...
- Wybaczyłem ci wszystko... - Wyjaśnił ciepłym głosem.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Jesteś... Jesteś wspaniały...
- Nie znasz mnie. Nie możesz tak mówić.
- Wiem to... Czuję to... Przy Nim mam tak samo... On nie jest zły... Ty też nie jesteś... Wierzę w to, że... Zaraz... - Przypomniało się jej coś. - Dlatego Tom się tym wszystkim tak zainteresował. Wiedział, że na obrazach jesteś ty... W innej postaci. - Zaskoczyła.
- Tak. - Ponownie się uśmiechnął.
- Dlaczego mi nie powiedział?
- Nie chciałem, żebyś łączyła ich ze sobą. - Wyjaśnił brunet, spoczywający po jej drugiej stronie.
- Byłam w twoich oczach jak psychiczna...
- Trochę...
Zrobiło się jej przykro. A już sądziła, że naprawdę się nią zainteresował. Prychnęła w myśli i skarciła się za swoją głupotę. "On cię nie chce! Zrozum to w końcu, a w końcu będziesz szczęśliwa!" Wołał do niej. Zerknęła na anielskiego blondyna, a całe szczęście prysnęło jak bańka mydlana.
Podniosła się do pozycji siedzącej. Ogarnęła wzrokiem swój szary pokój. Skupiła wzrok na obrazie przedstawiającym Czarnego Anioła. Czuła niewyobrażalną tęsknotę. Już nawet nie chciała wiedzieć, czy to wszystko było snem, czy naprawdę z jej głową było już źle, czy może naprawdę się to działo. A może po prostu miała Alzheimera i pamiętała tylko urywki z jej życia, które co jakiś czas jej się przypominały i to tak bardzo, że przeżywała je na nowo. Jeśli naprawdę tak było, to nawet nie zamierzała się przed Nikim z tego spowiadać. Nie chciała iść do żadnego psychiatryka. Na samą myśl, wyobrażała sobie ból nadgarstków przez nieudolne próby wyrwania kończyn spod skórzanych pasów ją obezwładniających.
Pokręciła szybko głową i skryła twarz w dłoniach. Czuła się taka osamotniona. Nie rozumiała, dlaczego tak szybko zmieniają jej się nastroje i emocje. To ją wykańczało. Jakby nikt jej nie rozumiał. Jakby wszyscy robili sobie z niej pośmiewisko tak, jak w szkole. Czuła takie zażenowanie, taką niechęć do życia, że nie chciała żyć.
- Zabierz mnie do siebie... Chcę być tam z Tobą... - Wychlipała swą nudną litanię. - Chcę żyć tam gdzie Ty. Chcę wiedzieć, że wszystko jest ze mną w porządku... Chcę się oddać Twej miłości, którą na pewno w sobie masz... Nie wierzę w to, że jesteś zły... Nigdy w to nie uwierzę... Bo gdybyś był zły... Już dawno byś mnie zabił... Za co mnie tak karcisz... Co ja Ci zrobiłam? Jestem opętana przez Ciebie... Nie chcę w to wierzyć... Chcę wierzyć w to, że istniejesz naprawdę...
Odkryła twarz i spojrzała na obraz ponownie. Dreszcz jej przeszedł po ciele. Czasem bała się samej siebie. Miki miał rację. Te obrazy są przerażające.
- Miki miał rację... - Powtórzyła pod nosem.
Wyskoczyła z łóżka. Musiała się tam zjawić. Czuła taką potrzebę.
Stanęła na środku kościoła, wgapiając się w tę przerażająco, olbrzymią rzeźbę. Jej mięśnie się spięły. Przełknęła ślinę i ruszyła przez puste pomieszczenie, niosące echo jej małych, niepewnych kroków.
- Co ja ci zrobiłam? - Wyszeptała, a jej oczy pokryły się szklaną powłoką. - Za co mnie tak karzesz? Kogo na mnie zesłałeś? Kim On jest? - Dreptała spokojnie, choć pewnie w stronę ołtarza.
Dźwięk jej kroków się zmienił, a ona poczuła lekki opór, dlatego zatrzymała się i oderwała wzrok od rzeźby, rozglądając się wokoło. Całe pomieszczenie pokrywała paro centymetrowa woda, a wszystkie drewniane ławy spowiły się jasnym osadem, by pomieszczenie wypełniło się zapachem soli. Nie mogła w to uwierzyć. Wbiła wzrok z powrotem w ukrzyżowaną rzeźbę.
- Chcesz mi pokazać tym, ile osób cierpi zupełnie tak, jak ja? Nie potrzebuję takich dowodów. Jestem tego świadoma... Sprawia ci to radość? Że ludzie tu przychodzą i się wypłakują? Kim jesteś Ty? Może to Ty jesteś Diabłem, a On jest tym dobrym? Dlaczego w ogóle nazwa "Diabeł" niesie strach? Wszyscy wiedzą, że On też był kiedyś dobry. Nie mógł inaczej. Sprzeciwił się Tobie, więc go pognałeś, a przecież głosisz, że każdy jest równy i wszystkim trzeba wybaczać. Nie potrafisz tego zrobić, co?
Ruszyła. Kolejne kroki stawiała już pomału i uważnie, zerkając co jakiś czas w odbicie naziemnego lustra, które tworzyła paro centymetrowa tafla wody. Widok kolebkowego sklepienia i stłumione światło lamp zaburzało nieco swoje położenie. Stąpała po suficie, a z takiego daleka nie było nic innego widać, jak ukrzyżowanego Jezusa do góry nogami i to w tego właśnie wbiła wzrok.
- Ludzie więc głoszą o Tobie nieprawdę. A może wybaczyłeś mu, tylko on kopnął cię w... O ile ją miałeś, o ile istniałeś. - Przeniosła wzrok w górę na rzeźbę. - Śmiesz teraz na mnie nie patrzeć... Byłeś Jego wysłannikiem. Oddałeś życie za ludzi. Głosiłeś o Nim wiele rzeczy. Czy czasem się nie pomyliłeś? Nikt go nigdy nie widział, a ty jedyny tak? Kim byłeś, że Tylko Ty go widziałeś? Byłeś tak samo 'normalny' jak ja? Nazywałeś Go swym Bożym Ojcem, więc się wyrzekłeś swojego prawdziwego ojca, a jednak jesteś świętym? - Zerknęła w Jego odbicie. - Wszyscy mówią na mnie, że jestem opętana. Miałeś lepiej... - Wyznała. - W tamtych czasach była ciemnota, więc miałeś pole do popisu swoją wyobraźnią. Ja, nie mogę. - Zawahała się przed następnym krokiem. Nie chciała, żeby woda przy każdym stąpnięciu zamazywała Jego obraz, dlatego zatrzymała się na chwilę i uniosła lekko ramiona, równie lekko robiąc gest rękoma w niewinności. - Nikt mi nie wierzy, bo ludzie zmądrzeli. Dlaczego nikt go Nigdy nie widział, a wszyscy w niego wierzą? Wifi jest identyczne, ale z tego można korzystać, bo daje dostęp do jakiegoś świata, a Ty? Co dajesz? Dostęp do życia? Ale jakiego? Dałeś nam wybory...
Poczuła się właśnie ironicznie postawiona przed faktem. Jej oczy aż się orzeźwiły. Zerknęła w górę na krzyż, a potem znowu w jego odbicie. Sama sobie właśnie sprawiła poczucie, iż stoi w miejscu, gdzie ma dokonać wyboru.
- Nie zawalczyłeś o to, żeby pozbyć się Diabła. Mogę wybrać i nie zostać przez nikogo osądzonym, bo wierzę tylko w miłość moich rodz... - Urwała. - O mało co nie skłamałam. Nawet w miłość rodziców nie wierzę. W nic nie wierzę, a więc jestem wolna. Ani Ty, ani Twój przeciwnik nie jesteście mi groźni. Nie rozumiem tylko tego, że przecież możesz wszystko, a pozwalasz na to, żeby On mógł ci to niszczyć? Jesteś cwaną bestią. Diabeł chciał być większy niż ty, a wiesz, że ludzie nie mogą tacy być. Choć wiesz? - Zerknęła w górę, lekko przekrzywiając głowę i ruszając dalej w przód. - Jeśli patrzysz, to widzisz, że ludzie mogą już zrobić wszystko bez Ciebie. Rozmnażają komórki, zapładniają, jeśli jakiegoś gatunku braknie... Mogą powstrzymać ich wyginięcie. Tak jest ze wszystkim. Dają, tworzą i walczą o to sami, a dzięki nim się udaje przetrwać. Więc jednak są tacy jak ty. Też dają życie i tworzą świat. Dlatego jest coraz więcej zła na ziemi, bo się tym denerwujesz? Czy może wysyłasz liściki Lucyferowi, by się na nas za to zemścił?
Zatrzymała się tuż przed trzema stopniami, które prowadziły już na ołtarz.
- Zmarłym się zapala świece, ku pamięci, ale ja myślę, że dlatego, że gdy się jest martwym, jest się zimnym, a płomień ma nieść zmarłym ciepło. Należy ci się to ciepło. - Wspięła się na schody. Zagarnęła długie zapałki i zapaliła świecę. - Proszę. Ogrzej się i zajmij się zmarłymi. Nie, żyjącymi. Żyłeś bardzo dawno temu. Twój rozdział nie ma już zakończenia słowami 'ciąg dalszy nastąpi', bo Twój koniec już dawno został przybity do krzyża i zapieczętowany... - Westchnęła cicho, rozglądając się szybko. - Wpuściłeś do siebie całe zło ludzi. Bóg się od ciebie odwrócił, a więc posmakowałeś piekła. Zrobiłeś to świadomie, a po trzech dniach zostałeś zbawiony. Też chcę tego posmakować świadomie. Wezmę wszystkie grzechy mego ojca i matki, grzechy moich bliskich, a później wrócę...
Usłyszała w tle trzepot tych wielkich skrzydeł, a jej włosy uniosły się pod wpływem wiatru. Nie odwróciła się, choć zapach soli wypełnił dostatecznie jej nozdrza.
Podeszła blisko do ołtarza i postawiła na nim zapaloną świecę w lichtarzu.
- Proszę... - Odsunęła się, zerkając w górę. Uśmiechnęła się po chwili. - Wybacz, ale właśnie sobie wyobraziłam, że twa głowa nie zwisa bez powodu. Pewnie zwiesiłeś ją, bo nie masz już sił patrzeć na tych wszystkich gardzących tobą ludzi. Jak ja... Pewnie masz mnie za diabła, ale przecież jesteś Jego synem. Więc musisz mi wybaczyć wszystkie moje grzechy, gdy cię o to poproszę... Tak przecież głosiłeś. Głosiłeś również, że miłość jest potęgą. Dlatego nie możesz mnie karać za to, że się zakochałam. Każdy wierzy, w co chce. On mi się nie objawił, a mój Czarny Anioł tak, dlatego w niego wierzę. Jest przy mnie zawsze i muszę przyznać, że czerń bardziej mi się podoba od bieli. Biały kolor kojarzy mi się ze szpitalem, czerń z elegancją, głębią i adrenaliną...
Spuściła głowę, słysząc kolejny głuchy trzepot skrzydeł.
- Jest tutaj ze mną. - Uśmiechnęła się do siebie. - On zawsze jest... Podobno byliście braćmi. Kiedyś w szkole... Usłyszałam takie słowa... Powiedział je mój wyśniony, który objawia się czasem romantyzmem i powiem Ci, że idealnie pasuje to do Was. "W Twoim cieniu mogę świecić." Więc rozumiesz, że dopóki będziesz Ty, to i On będzie? No bo jeśli odejdziesz. On zniszczy cały świat, wszystko, co stworzyłeś, to, co później będzie niszczyć? Będzie mógł zniszczyć tylko siebie samego. Będzie mu się nudzić... Bo jeden bez drugiego nie może istnieć. - Ponownie się uśmiechnęła pod nosem, przyglądając się falującemu płomykowi. - A wiesz, co mnie najbardziej zastanawia? - Zerknęła w górę. - Że karzesz nie cudzołożyć. Skąd to wziąłeś? Nie miałeś żadnej Bogini. 'Pani Bogowej'. Nie powstałeś z łona matki, po prosto jesteś i tyle, więc skąd miałeś takie pojęcie? Uprawiałeś seks? Może Lucyfer przeleciał tę Boginię? Eh... To jest dopiero psychiczne... - Ocknęła się. - Gadać do rzeźby, którą stworzył jakiś człowiek na zamówienie kościoła za opłatą. Widzisz? Nawet mnie przyćmiło... Stoję w kościele i mówię sama do siebie... Dlaczego tylko w tym miejscu, mówiąc sama do siebie, nie jestem psychiczna? Gdybym zaczęła tak mówić w mieście albo w szkole, albo gdziekolwiek, uznaliby mnie za chorą umysłowo... Tylko tutaj można być psychiczną i nie zostać oczernionym? Przecież ty nie chciałeś żadnych świątyń. Wędrowałeś po polach, wzgórzach, przysiadywałeś na kamieniach; pod drzewami... Głosiłeś, że Bóg jest wszędzie... A widzisz, co z tobą zrobili? Zamknęli cię w czterech ścianach i zamiast przedstawiać cię jako wolnego, mądrego człowieka, wędrowca, ciągle cię krzyżują i jeszcze zbierają pieniądze od ludzi wierzących w ciebie. To jest dopiero sekta. To jest dopiero prawna i jawna sekta. - Zmierzyła rzeźbę wzrokiem. - Wybacz... Ale muszę to zrobić... - Wspięła się na ołtarz. Stanęła na palcach i dotknęła jego przedziurawionej stopy gwoździem. Nawet zapukała w ten gips. - Nie oszczędzali na materiale. Jesteś pełny. - Zaskoczyła się i zajrzała za krzyż. - Gdzie masz markę producenta? Kupili cię na własność? Wiesz, co jest najlepsze? Wisisz tu krwawiący, tragicznie żywcem przybity do drewna; z cierniami wrzynającymi się w twoje czoło, a dzieci na to patrzą, choć horrorów nie mogą oglądać. Zabawne nie? Więc jak dla mnie, to dzieci nie powinny tu w ogóle przychodzić. Każdy człowiek powinien sam decydować się na chrzest i na przyjęcie do siebie Ciebie, a nie robić to nawet sobie nie zdając sprawy z tego, co narzucają im kościoły, szkoły i religie, a przede wszystkim rodzice. Dałeś nam wolę wyboru, więc każdy sam powinien zdecydować, czy w Ciebie wierzyć, czy nie, bo dzieci widzą tylko figurę człowieka, który był synem Boga; który żyje w niebie; który oddał za ludzi życie; którego trzeba za to czcić. Patrzą w niebo i to jest nie logiczne, gdy słyszą na lekcji przyrody, że za niebem jest kosmos i inne planety, skoro w niebie jest dom Boga. Gdy dorosną, to już wiedzą, że to tylko sprawy duchowe, czyli jakby fikcja. Na dodatek całkiem normalna, bo jednak się okazuje, że wymyślony przyjaciel z dzieciństwa, może być tym samym, którzy wymyślili inni i nie jest wcale psychiczny. - Zeskoczyła z ołtarza i dopiero teraz zobaczyła siedzącego w pierwszym rzędzie księdza, a po wodzie i jakimkolwiek śladzie soli nie było śladu. Trochę spanikowała, ale zacisnęła zęby.
- Pamiętam jedną piosenkę z dzieciństwa, gdy chodziłam jeszcze z rodzicami do kościoła. - Zaczęła spokojnie. - Przyjacielu... Chcę zostać przy Tobie, przy Tobie chcę być. I nie trzeba, byś mówił coś, wystarczy byś był. Bo nie ma większej miłości, niż ta, gdy ktoś życie oddaje, bym ja mógł żyć. Chcę być z Tobą, gdy jest mi dobrze i kiedy mi źle. Przyjacielu, otwieram przed Tobą serce me... Śpiewała ją grupa dzieci, co niedzielę. A ja, zamiast odebrać ją, tak jak każdy pewnie ją odbierał, widziałam kogoś innego...
- Kogo?
- Kogoś, za którego mogłabym oddać swe życie.
- Jest ktoś taki?
- Wydaje mi się, że tak... Mogę zadać panu pytanie?
- Proszę.
- Dlaczego Bóg nie chciał oddać panowania bratu? Przecież byli wspólnikami; byli jak bracia. Był aż tak zachłanny?
- Nikt nie może być większy niż on.
- Ale skłania do tego swoją religią. To znaczy, że pan grzeszy, bo chce być taki jak On?
- Grzechem jest chęć bycia większym niż on. Nie taki jak on. Stworzył nas na wzór siebie, a ja dbam o to, żeby czcić pamięć o nim.
- Wie pan, że przez to zatrzymał się pan w czasie? - Skwasiła się. - Dlaczego tylko Ja Go widzę? On nie jest Diabłem prawda?
- Nie.
- Więc Kim jest?
- Jego wyznawcą. Popełnił niewybaczalny grzech, dzięki któremu trafił do Diabła.
- Tyle że... Ja chcę być po jego stronie i nie dlatego, że jest zły, czy dobry. Po prostu tego chce i żadna religia nie ma na to wpływu.
- Nie ma? To dlaczego tu przyszłaś?
Skrępowała się.
- Bo miałam taką potrzebę...
- Pamiętaj, że zemsta jest grzechem.
- Mam pozwolić, żeby mnie raniono? To, że On sobie na to pozwalał, nie znaczy, że ja. Dlaczego mam pozwalać komuś mnie ranić i pozwolić mu żyć ze świadomością, że nie odpłaciłam się na nim za to. Jeśli tego nie zrobię, będzie ranić mnie dalej.
- Możesz temu zapobiec, a nie pozwalać na to, a później się mścić. Pozwalanie na grzechy również jest grzechem.
- Nie mogę temu zapobiec. Jestem dla niego nieważna. Nie chcę tego. Więc albo się zemszczę, albo ucieknę jak tchórz.
- Już uciekłaś...
- Tak... Ale jak wrócę, to pożałuje tego. - Zacisnęła pięści. - Skąd pan wie, że uciekłam? Skąd pan wie w ogóle, że chce się mścić?
- Wydaje mi się, że przyszłaś tutaj tylko po to, żeby oczyścić się z winy, nim zawiniłaś, by zemścić się z czystym sumieniem. Mówisz, że w niego nie wierzysz, a tyle mu powiedziałaś, jakby co najmniej stał przed tobą.
Zmieszała się.
- Nie wiem, czy jest, czy nie. Nie wierzę, że jest, ale jeśli się mylę, to... Właśnie dlatego to powiedziałam...
- Ktoś, kto się od niego odwróci, jest dla niego cierpieniem.
- Nie każdy musi być taki jak on. On nie był człowiekiem, tylko jakimś Aniołem, a my jesteśmy ludźmi, którzy uczą się na błędach i je popełniają, bo TAKICH nas stworzył. Jego losem jest to, że później musi wysłuchiwać błędów ludzkich i wszystkim przebaczać. - Warknęła. - Stworzył nam wolę wyboru tylko po to, żeby móc czuć się potrzebnym, żeby ludzie nie przestali w niego wierzyć.
- Nie wybacza ludziom, którzy przeszli na stronę Szatana.
- Dlaczego? Przecież jestem 'dzieckiem bożym'.
- Wtedy już nim nie będziesz.
- Wtedy będę tylko człowiekiem? Czy Diabeł mnie zaadoptuje i będę się nazywać 'dziecko diabła'? To nie jest logiczne, bo przecież każdy człowiek jest podobno owocem jego czynów... Jakie dobro czyni? Co zrobił? Pstryknął palcami i zjawił się Adam i Ewa, którzy popełnili grzech, oddając się pokusie? A jak powstali inni ludzie? Według religii spłodzili dzieci, które musiały ze sobą współżyć, brat z siostrą, syn z matką, córka z ojcem, potem wnuczek z ciotką i tak dalej. A przecież takie współżycie jest zakazane. Albo celibat. Bóg przecież dał nam płodność i kazał się kochać. Dlaczego ludzie nie spełniają jego woli i zmuszają się do celibatu? To nie ma ze sobą powiązania żadnego. Nie rozumiem, dlaczego ludzie wierzą w to, że zmienił swą krew w wino, a ciało w chleb, to jest nawet obrzydzające. Ludzie by musieli być wampirami i kanibalami. A przecież palono czarownice i tych wszystkich 'złych' ludzi na stosie. Trzeciego dnia zmartwychwstał, więc zamienił się w zombie? A teraz, gdyby ktoś powiedział takie rzeczy, to by został zamknięty w psychiatryku. Wiem, że wtedy była ciemnota, ale tej ciemnoty już nie ma. Dlaczego ludzie nadal w to wierzą?
- Bo chcą w to wierzyć; bo to im pomaga żyć; bo to pomaga im czynić dobro.
- Jakie dobro czynią? Tym, że patrzą, a nie widzą? Tym, że mówią, a nie głoszą? Czy tym, że słyszą, choć nie słuchają? Są święci, bo siedzą co niedzielę w kościele? Tym, że powiedzą na do widzenia 'szczęść Boże'? - Prychnęła.
CDN
Popłynęłaś z tematem, serio.
OdpowiedzUsuńJa jestem osobą wierząca, chodzę do kościoła, ale czasami mam podobne wątpliwości. Mimo to jednak cieszę się, że zostałam ochrzczona, mam bierzmowanie i chciałabym w przyszłości wziąć ślub kościelny, bo uważam to za coś pięknego. Nie wnikam w to, co robią księża, kiedy nie siedzą w kościele i nie interesuje mnie to, co robią z pieniędzmi z tacy, bo sama nic im nie wrzucam. Znam dwóch księży osobiście, którzy zostali nimi z powołania, bo czuli taką potrzebę. Nie interesują mnie inni, ponieważ nie chodzę często do kościoła. Może powinnam, skoro uważam siebie za wierzącą, ale nie czuję naglącej potrzeby chodzenia co niedzielę do kościoła.
Ale temat religii to bardzo rozległy temat, na dłuższą pogawędkę, więc nie będę się tutaj rozwodzić. Nie będę komentować też tego rozdziału, bo musiałabym napisać coś na temat poglądów Amelii, a tego nie powinnam robić.
Napiszę tylko, że jestem ciekawa ciągu dalszego. :)
Wiem... xD Tak mnie natchnęło ;)
UsuńRównież jestem osobą ochrzczoną, aczkolwiek nie widzę problemu w tym, że ktoś może być później ochrzczony (z własnej woli). To też nie wpływa na ślub kościelny. Jeśli ktoś taki chce mieć - zawsze może to zrobić - Świadomie :) Ten wątek akurat jest moim poglądem, reszta poniekąd też, aczkolwiek wiele spraw poprzez rozmowę z oczytaną w Biblii jest już dla mnie inna, jednakże musiałam zostawić to tak jak jest, gdyż to się wiąże z podejściem bohatera do sprawy i najbardziej w tym odcinku chodzi o to, że jednak 'Czarny Anioł' się jej ujawnił, a tamten nie, stąd ten jej, jakby to powiedzieć 'bunt' swego rodzaju i pogubienie duchowe. :) Sprawa, jak i wszystko, co się teraz dzieje w tej historii będzie wyjaśniona w ostatnich odcinkach - i na pewno zaskoczy xD Tak mi się wydaje, kierując się swoim podejściem - a mnie na pewno by zaskoczyło :D
Mam nadzieję, że nie poczułaś się urażona, bo nie miałam zamiarów tego robić. Bardzo szanuję osoby wierzące i naprawdę nie mam do nich żadnego 'ale' :)
Pozdrawiam serdecznie :*