NIM ZACZNIESZ CZYTAĆ - ZAPOZNAJ SIĘ Z TREŚCIĄ STRONY 'UWAGA' (str. Astral Love)

poniedziałek, 14 maja 2018

Pióro 13

Cześć :) Bez zbędnych wstępów dzisiaj, po prostu zapraszam do czytania i komentowania :*
Pozdrawiam i życzę miłego dnia :*


13

- ...swój ziemski byt. Ujawnij swą prawdę. Pozwól mi ją zobaczyć, poczuć, dotknąć... Zabierz mnie do siebie... - Złapała za czarne pióro i po chwili ostrożnie otworzyła oczy. Znany jej surowy pokój przywitał ją swym niefajnym wyglądem. Odłożyła pióro na swoje miejsce i ruszyła na korytarz, kierując się stłumionym szlochem chłopca. Wąski przedpokój niósł płacz, który wydawał się dochodzić z bardzo bliska. Nikogo więcej nie mogła dostrzec, dlatego skusiła się na otwarcie drewnianych drzwi naprzeciw pokoju, w którym ciągle lądowała. Gdy tylko zaskrzypiały, płacz ucichł. Czuła strach, ale nie mogła się znowu poddać. Pchnęła drzwi i ujrzała skulonego chłopca na podobnym łóżku. Mogłaby rzec, że to ten sam, ale ten miał jaśniejsze włosy. Jego płaczące, ciemne oczy patrzyły na nią, a on sam nie przestawał się kiwać i przytulać do swych chudych nóg.
Przełknęła ślinę. Nie chciała się znowu bać wzroku. Zawsze przez te oczy, straszyła się tak bardzo, że się budziła i wracała. Tym razem nie mogła na to pozwolić, dlatego nie kusiła swych emocji. Wycofała się.
Zeszła po schodach w dół. Ten dom cały trzeszczał, pod każdym jej ruchem. I to był jedyny dźwięk, który mogła usłyszeć; który zagłuszał tę niebezpieczną głuchą ciszę, przy czym nawet jej oddech wydawał się zbyt głośny. Smród staroci i drewna unosił się w powietrzu. Tak samo, jak standardowy mroczny cień. Drzwi znowu były otwarte na oścież, a gdy przeszła przez nie, znowu ujrzała czarną czuprynę, kucającą przy wodzie.
Choć bardzo się stresowała, zacisnęła pięści. Już była pewna, że właścicielem pokoju był właśnie Ten chłopiec. Ruszyła do niego, znowu się co chwilę za siebie oglądając. Całe to miejsce przyprawiało ją o dreszcze. Zwłaszcza ta śmiertelna cisza.
Skryła się za jednym z drzew, po czym przemierzyła kolejne kryjówki, tak by ujrzeć twarz chłopca. Moczył swe dłonie w ciemnej wodzie, choć jego wzrok skupiony był w większych głębinach. W pierwszej chwili nie rozumiała, w co się tak wpatruje, ale po chwili ją olśniło. Odbicie księżyca.
Wyłoniła się zza drzewa pod wpływem emocji i kolejnych poskładanych puzzli. Chłopiec się podniósł. Od razu wbił w nią swój wzrok i ruszył do niej pośpiesznie. Jakby cały czas był świadomy tego, że jest przez nią obserwowany.
Sparaliżowało ją i to dosłownie. Nie wiedziała, co ma robić. Słyszała tylko mocne bicie swego serca i widziała tylko jego mroczne spojrzenie. Pchnął ją w stronę wody, a ta w nią wpadła tak głęboko, jakby co najmniej zleciała z wysokiego miejsca, na sam środek głębin jeziora. Jej oczy jednak nie doznały ciemności, a znowu tę rażącą szarość nieba. Jej klatka piersiowa znowu się spowiła nieprzyjemnym uciskiem i wstrząsem, jakby ktoś bezdusznie skakał po jej ciele.
Podniosła się z podłogi, łapiąc oddech. Złapała się za pierś, od razu gasząc świeczki i odkładając pióro na swoje miejsce, na szafkę nocną. Na pewno nie mógł się o tym dowiedzieć Steven. Zresztą już nic nikomu nie chciała mówić. Nikt jej nie wierzył. No może jedyny Tom...
Czuła się ostatnio bardzo zmęczona, choć w prawdzie nie robiła nic szczególnego. Chyba że podróżowanie w czasie naprawdę było tak wykańczające. I zaczęła nienawidzić swojego pokoju. Widniały w nim same nie po dokańczane obrazy, które wbijały szpilę w jej sumienie.
- Amelia! Wszystko okay!? - Usłyszała z przedpokoju głos Mikiego.
- Nie! - zawołała.
- To dobrze.
Uśmiechnęła się do siebie. Kochała tego chłopaka, choć ostatnio zaczął jej matkować. Nawet czasem miała wrażenie, jakby naprawdę mówił jej głosem...
Pokręciła głową.
- Billy... - Uśmiechnęła się szeroko na samą myśl o nim. A na myśl o tym, że może ich odwiedzić, poderwała się na równe nogi i poszła wziąć kąpiel.
- Gdyby nie On, pewnie bym się przespała z Tomem w jego wynajętym mieszkaniu na wyspie... - Z takim zamiarem, włożyła na siebie śliczną sukienkę. Siniaki już nie były tak bardzo widoczne, a raczej już ich nie było, więc mogła się tak wybrać do jej boskich braci. Zrobiła nawet makijaż i włosy, o co już od dawna nie dbała.
- Musisz mi wybaczyć. Ty nie żyjesz, on tak... - rzuciła do obrazu.
- Wychodzisz gdzieś? - Wpadła na łysawego chłopaka, który wdrapał się po schodach na piętro. Aż się zlękła na sam jego widok. Natychmiast chciała zamknąć drzwi od swojego pokoju, ale ten mrużąc oczy i nie będąc głupim, powstrzymał drzwi dłonią i wsunął się do środka.
- Nie rób nic, tylko, proszę cię... - zawyła od razu, wchodząc za nim.
Obraz, na którym wisiała przybita do ściany i Nim na wprost niej z wielkimi skrzydłami; z ludźmi na dole; na czele z czerwonym, to obraz, do którego aż podszedł.
- Zostaw to! - zawołała od razu, rzucając się do niego i odpychając go. Zabiłaby go chyba już teraz, gdyby jej zniszczył ten obraz.
Zerknął na nią, a potem na drugi obraz, wiszący na wprost jej łóżka. Tak. To był ten obraz, który wisiał na sali podczas mszy sekty. Odtworzyła go.
- Wyjdź stąd. Nic nie ruszaj! - wołała zestresowana.
Rozejrzał się, by skupić wzrok na kolejnym obrazie z postacią Czarnego Anioła w ciele człowieka.
- Wyjdź! - wołała, pchając go za plecy, ale on był niebo silniejszy i chyba tylko lekko drgnął.
- Twój pokój zaczyna wyglądać, jak świątynia. - odrzekł na widok kolejnych świec, porozstawianych gdzieniegdzie. - Pojebało cię?
- Nie twoja sprawa. Wyjdź stąd, proszę cię.
Steven podszedł do jej zagraconego łóżka i sięgnął po pióro, leżące tuż przy nim na szafce.
- ZOSTAW!!! - wydarła się, doskakując do niego i już z większą siłą odpychając go od jej 'świętej' rzeczy. Serce jej biło mocno. GDYBY zniszczył jej to pióro, to by mogła stracić z Nim kontakt! Schowała je za swoimi plecami.
- Skąd to masz? - zapytał spokojnie, wcale nie przejęty jej wybuchami.
- Wyjdź stąd! Niech cię tu nic nie interesuje!
Zerknął jeszcze raz na obraz z sali w pałacu, a potem zauważył kartki na ziemi, na których widniały szkice scen, jakie rysowała Mikiemu i Tomowi. Chciał po to sięgnąć, ale odepchnęła go znowu.
- WYJDŹ! - wrzasnęła.
- Co się tu dzieje? - W progu drzwi stanął Miki.
- Weź go stąd! On chce znowu mi coś zniszczyć! - poskarżyła.
- Wyjdź stąd. Nie psoć się jej.
- Wy jesteście zjebani. - Popatrzył na nich jak na psycholi. - Widziałeś to? - Wskazał ręką na cały jej pokój.
- Tak. To są jej rzeczy. Zostaw ją.
- Nie widzisz, co ona zrobiła z tym pokojem? - Rozłożył ręce. - wygląda jak jakaś kaplica! - Podszedł do okna i rozsunął ciemne zasłony, wpuszczając do wnętrza pokoju w końcu promienie słońca.
- To jej pokój. Nic ci do tego. Też mi się nie podoba, ale to jej sprawa.
- To wszystko ma zniknąć stąd. - warknął w stronę brunetki.
- Nie! To Mój pokój!
- To Mój dom i nie życzę sobie kaplic w nim!
- Mogę robić w nim, co mi się podoba!
- Nie TO! Ogarnij się w końcu!
- Wyjdź stąd! Nie wchodź tu nigdy więcej! - Wypchała go w końcu stamtąd i zamknęła drzwi na klucz, zbiegając po schodach.
- Ona oszalała! - zawołał do Mikiego. - Ona się zachowuje, jakby była opętana!
- Wiem, ale nie możesz jej niszczyć jej rzeczy.
- Zniszczę to. Nie zamierzam gościć w moim domu tych potworów.
- Chcesz ją wyprowadzić stąd? - Zaskoczył się Miki.
- Nie. Ciebie chcę stąd wyprowadzić. - warknął. - Słucha cię, a ty, zamiast jej wybić to z głowy, to jeszcze tego wysłuchujesz! Nie licz na nic z jej strony. - zagroził.
- Jej powinno się wysłuchać i porozmawiać, nie niszczyć jej rzeczy! Przez to się zamyka w sobie!
- Nie zamierzam trzymać w domu dwóch psycholi. Masz się stąd natychmiast wyprowadzić. - Odszedł od niego. - Nie chcę cię widzieć. - warczał po drodze. - Nie będziesz się nią bawić. Zajmij się swoją laską!
- Ona powinna wrócić do rodziców, nie zostawać, jeszcze z Tobą sama!
- Chcesz ją zamknąć w psychiatryku? - Odwrócił się za siebie u podnóży schodów.
Mikiego mina na górze, mówiła tylko jedno. Steven jak zwykle miał rację.

Przemierzała przez noc w samotności, ale miasto jeszcze wcale nie spało. Wysokie, ciężkie budynki wystawały wszędzie. Większość były to przedwojenne kamienice. Wracała, ale chyba nie do domu, ale za to w konkretnym celu. Jakimś. Sama nie wiedziała, ale nawet się nad tym nie zastanawiała.
Przechodząc przez czteropasmową, dwukierunkową ulicę o mało co nie została przejechana przez jednego z kierowców, który jechał miarowo rozpędzony. Serce jej mocno zabiło, ale zbytnio się nie przestraszyła, ponieważ auto zdążyło się zatrzymać w średniej odległości.
Zerknęła na strasznego kierowcę. Gdy go ujrzała, serce zaczęło jej jeszcze bardziej znacząco bić, już nie z lekkiego stresu, ale z radości. I choć blondyn wcale jej nie znał, ona go znała niemalże jak własną kieszeń. A jego wyraz twarzy wcale nie wskazywał żadnej reakcji złości, czy jakiegokolwiek poirytowania, czy też przerażenia, z powodu zaistniałej sytuacji. Jakby tragiczny wypadek, nie był czymś godnym jego uwagi lub po prostu czuł się tak pewnie za kierownicą, że wiedział doskonale, iż zdąży się zatrzymać. Tylko ona trochę spanikowała.
- Wielki Pan. - odrzekła z irytacją w swoich myślach, na widok jego nic niemówiącej twarzy.
Gdy tylko zeszła z ulicy ktoś dorównał jej kroku. Gdy zerknęła na swojego towarzysza - jej oczy się automatycznie powiększyły. Był to Billy we własnej osobie. Wysoki, przystojny, bez skazy, idealny. Zaniemówiła, a on jakby nigdy nic szedł jej tempem z rękoma w kieszeniach jeansów.
- Przepraszam. - odrzekł w końcu.
Motylki przeleciały przez jej brzuch, ale próbowała nie pokazywać żadnych swoich emocji. Zwłaszcza że nie wie, po co ją zaczepia, i co on w ogóle przy niej robi!?
- Mogłabyś mi powiedzieć, jak dojść do...
Uśmiechnęła się lekko, byle nie za mocno, by go nie odstraszyć. Nawet zerkała na niego z 'brakiem zainteresowania', tak jak najbardziej potrafiła. Ale to on zerknął na nią bodajże tylko raz, na dodatek z taką obojętnością, że aż poczuła to w piętach. Poczuła to, że kompletnie nic dla niego nie znaczy.
- Co tu w ogóle robisz? - Uśmiechnęła się w końcu szeroko, nie potrafiąc utrzymać swych emocji na uwięzi. Miała uczucie, jakby miała zaraz wybuchnąć z ich nadmiaru. Czuła, że powoli zaczyna ujawniać przed nim i przed samą sobą fanatyzm jego osobą.
- Mieszkam. - Wytłumaczył spokojnie.
Odwróciła się za siebie, by się rozejrzeć, czy oby na pewno to On i naprawdę idzie obok niej w nie określonym celu. Dźwięki miasta, jakby na chwilę się pod głosiły, a latarnie uliczne, jakby zaświeciły mocniej swym żółtym kolorem. Swoją drogą, to przeszli już spory kawałek, ale widząc przejście dla pieszych, prawie że za sobą, wydawało się, jakby stali w miejscu.
- Może usiądziemy? - Wskazał na ławkę, znajdującą się prawie że na wprost nich.
Mini skwer wydawał się odpowiednim miejscem na pogaduszki, choć noc o tym nie mówiła, dostatecznie ściemniając gąszcz drzew za drewnianą, miejską ławką. Trochę nawet wyglądało to niebezpiecznie, ale to był Billy. Jeśli chciał tam usiąść, to nie mogła się nie zgodzić.
Objął ją swym ramieniem. Bijące od niego ciepło, było tak odczuwalne, że niczego w tym momencie się nie obawiała. Napływ radości się zwiększył, ale nie tylko - zawstydzenie i skrępowanie, czując jego rękę na swoich ramionach. Jak bariera ochronna przed czyhającymi w krzakach potworami. Nie rozumiała, dlaczego się zachowuje, jakby się znali od lat, ale szybko o tym zapomniała, napawając się tą jakże ulotną chwilą, która już więcej mogłaby się nie wydarzyć.
Gdy na niego zerknęła kontrolującym wzrokiem, próbując wyczytać coś z jego twarzy, dotarła do niej tylko jego pewność siebie. Nic więcej nie odczytała. Jego oczy wbite były w harmider miasta, żyjącego przed nimi. A mina była niewzruszona. Jakby miał cały świat, wszystkich ludzi i wszystko dookoła głęboko w dupie.
To również było dla niej w nim idealne i unikatowe. I pragnęła trwać na tej ławce, w jego objęciach po wszystkie czasy.
Koniec nadszedł szybko, ale nie mroczny, smutny, czy nędzny. Weszła z nim do jego domu. Odłożyła na szafkę w przedpokoju pióro i wniknęła w głąb salonu, by spędzić kolejne miłe spotkanie, przy którym czuła się, jak w pięknym śnie.
- Czuję się przy nim, jakby świat się zatrzymywał. - szepnęła brunetowi podekscytowana. - Gdy mnie zaczepił na ulicy... Tak właśnie się czułam... - mówiła zachwycona.
Cieszyła się, że dzisiaj postawiła na przyłożenie się do swego wyglądu. Czuła się nieziemsko, dlatego również uszczypnęła się w rękę.
- To nie jest sen... - wyszeptała z radością, napawając się ich mocnym, charakterystycznym zapachem, który docierał co rusz do jej nozdrzy.
I już sądziła, że ta piękna noc, będzie jej najpiękniejszą, gdy widok małych fotografii na jednej z półek w ich salonie, zaćmił wszystko. Dwaj mali chłopcy. Bardzo dobrze jej znani. Jej serce znowu szybciej zabiło, ale powstrzymała się z rozpoczęciem tematu.
- Może się pomyliłam... Może to jednak Billy się przemienia... Ale to by się nie łączyło z Tomem... Ale jeśli tylko Billy ma tę moc? Ma tę moc? - powtórzyła, kwasząc się. - To nie jest bajka. To jest koszmar... Ale zachowują się tak, jakby znali mnie od lat... Niee... Ja już świruję... - Złapała się za głowę.

- Bez ciemności nie ma światła. Bez zła nie ma dobra. Bez świata nie ma człowieka. Bez człowieka nie ma duszy. Bez duszy nie ma drugiego świata. Jest nicość. Matka Boundary. Zesłana na ścieżkę dzielącą dwa światy. Gdy zrozumie swój duchowy byt; gdy rozum zacznie przeważać stan duchowy - nastanie walka o powrót, która nie będzie wcale taka łatwa. Zagubione myśli i duchowy byt sprawi oszołomienie i brak kontroli. Nastanie obrót. Dusze pozostaną nierozpoznane wśród ludzi, a ludzie nierozpoznani wśród dusz. Nastąpi koniec ciemności i koniec światła. Jedna sprawiedliwa. Ta, którą nazwano czarownicą i spalono na stosie. Będzie dobrem i złem. Nikt się jej nie sprzeciwi, mając w rękach dwa światy, stanie się nie zniszczalna, a zarazem uwięziona w wieczności. - Wyrecytował ksiądz, przepowiednie z jakiejś starej, zapyziałej księgi.
- To znaczy, że ma kontakt ze zmarłymi, a to znaczy, że jest po prostu medium. - Przeanalizował Miki, zerkając na mężczyznę, upewniając się.
- Nie do końca, ale można tak powiedzieć...
Amelii opadły ręce. Już sądziła, że dowie się, że jest jakąś matką dusz... Aż się zaśmiała. Już dawno się tak nie śmiała, jak teraz. Czuła się z tym trochę upiornie, śmiejąc się księdzu w twarz, ale naprawdę ją to rozbawiło. Aż ją brzuch rozbolał...
- Chodźmy stąd Miki... - poprosiła.
Blondyn sam nie wiedział, co ma zrobić. Trochę się zwiódł, aczkolwiek pocieszył również w połowie. Przynajmniej ksiądz go upewnił, że jego przyjaciółka nie jest chora psychicznie. Tylko ma dziwny dar, nad którym chyba nie potrafi zapanować, albo i za bardzo się w niego wciąga.
Wyszli z zakrystii. Zerknęła również ironicznie na rzeźbę, ale gdy tylko zwróciła wzrok z powrotem na drzwi, znowu usłyszała trzepot skrzydeł, a wiatr opatulił ich ciała. Rozejrzała się i skupiła kontrolujący wzrok na przyjacielu, który również się rozejrzał.
- Słyszałeś to? - aż musiała o to zapytać.
- Tak, ale...
- To On. Mój Czarny Anioł. - Podekscytowała się dumna.
Miki wykrzywił twarz w ni to przerażeniu, ni to w kpinie.
- Czemu tu nie wejdzie Ten Twój. - Z ironizował.
- A bo ja wiem? Jeśli mordował ludzi, to chyba logiczne, że tu nie wejdzie.
- Przestań to mówić... - Skwasił się.
Amelia wzruszyła ramionami, obdarzając blondyna miną "no co? To chyba jasne. Jest Czarnym Aniołem."
- Wiesz co? - zaczęła spokojnie, gdy zbliżali się już do wyjścia. - Myślę, że ta przepowiednia nie znaczy tak do końca tego, że jest się medium. Medium przecież żyje i doznaje różnych dziwnych rzeczy, ale to nie jest tak, że chce wrócić, bo... Rozumie swój byt. Nie ma dokąd wracać, bo przecież cały czas jest, tylko ma kontakt z innymi...
- Ale słyszałaś, co powiedział. Zostaje uwięziona w wieczności, a to nie tyczy się ciała człowieka. W logicznej myśli znaczy to, że jeśli z tym nie skończysz, to twoja psychika się tak zrujnuje, że będziesz myśleć, że jesteś duchem. Będziesz chciała wrócić, ale już nie będziesz mogła tego zrobić, bo nie można o czymś zapomnieć, albo wymazać z pamięci. To znaczy ta ścieżka. Na zawsze w tym bagnie utkniesz.
Wyszli przed kościół. Widok drugiego przyjaciela bardzo ją zaskoczył. Chyba tak bardzo by się nie zaskoczyła na widok Jego, ale Steven? W tym miejscu?
Nie przywitał się z nią, tylko otworzył drzwi od swojego auta, zapraszając ją gestem do środka.
Obejrzała się za Mikim, ale ten się zatrzymał.
- Co tu robisz?
- Kim mi powiedziała, o tym, co ty wyprawiasz. - wytłumaczył oschle. - Wsiadaj. - Ponaglił dziewczynę, która przez chwilę nie wiedziała, co ma począć.
- Potrzebujesz specjalnego zaproszenia? - zapytał zniecierpliwiony.
- Co tu się dzieje? - Zerknęła to na jednego, to na drugiego.
Przez chwilę milczeli, ale w końcu Miki zabrał głos.
- Wyprowadzam się z Kim.
- Jak to? - Zaskoczyła się.
- Tak to. Jeśli wolisz mieszkać z rodzicami, proszę bardzo. Chyba że pojedziesz ze mną. - odrzekł Steven.
Dla Amelii było jasne, że nigdy nie wróci do domu. Nienawidziła swojego domu. Wsiadła ze Stevenem do auta, zdając się na los.
Przejeżdżając przez pół lasu, ich droga w końcu dobiegła końca. Szerokie pole, z jednej strony gęsto posadzone drzewa, z drugiej pustkowie, kończące się klifem i morzem Irlandzkim, a wszystko to dzieliła nieasfaltowa droga, przy której wyrastał murowany, piętrowy dom odziany w szary tynk i ozdobiony drewnem, między innymi były to okiennice.
Amelia zerknęła na przyjaciela, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Serce biło jej na przemiennie z poczuciem niebezpieczeństwa na wspomnienie tego domu, gdyż właśnie Czarny Anioł ją tu przywlókł w swych szponach i z ekscytacją poznania dalszej części zagadki.
Nie uzyskała wyjaśnień. Wysiadł z auta, a ona za nim.
- Co to za miejsce? Skąd o nim wiesz?


CDN

1 komentarz:

  1. Miki mógłby się postawić Stevenowi... Przecież razem z Kim i Amelią mogliby zamieszkać, żeby Amelia nie musiała znosić tego głupka. Mam nadzieję, że Steven nie knuje nic niedobrego, bo wtedy dopiero doznam wielkiego szoku.
    Dobrze chociaż, że Amelia nie jest chora psychicznie i sobie tych wszystkich wydarzeń nie wyobraża.

    OdpowiedzUsuń

Twoje kilkanaście sekund na komentarz jest dla mnie motywacją do publikacji nowych odcinków :)