NIM ZACZNIESZ CZYTAĆ - ZAPOZNAJ SIĘ Z TREŚCIĄ STRONY 'UWAGA' (str. Astral Love)

wtorek, 29 maja 2018

Pióro 15

Witam po tygodniowym 'wenowym' upadku. Pomimo że rozdziały mam napisane, tak też muszę każdy sprawdzać przed dodaniem i to właśnie sprawiało mi problem, gdyż kompletnie moje myśli były na taką historię nie przygotowane...
Powracam i przepraszam za nieobecność. Nadrobię te trzy rozdziały w tym tygodniu. Na pewno pojawi się 16 rozdział jutro.

Rozdział jest kulminacyjnym rozdziałem, otwierającym kolejną część wydarzeń, dlatego z chęcią Was dzisiaj na niego zapraszam :) 


15


- Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z To...
- Mało ci? - Usłyszała Jego głos, gdzieś w tle, dlatego zacisnęła powieki i kontynuowała pacierz.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie... - Jej usta zostały zakryte zimną dłonią.
Wyrwała twarz z jego uścisku.
- ZOSTAW MNIE! - Wrzasnęła, zwracając się ku górze. Był niewyobrażalnie wielki z tej perspektywy. To na pewno Jego skrzydła sprawiały ten efekt...
Posadziła swój tyłek z powrotem na podkulonych nogach i splotła palce u dłoni.
- Zdrowaś Mary...
- ZAMILCZ! - Wrzasnął, a jego skrzydła nerwowo się poruszyły, przez co zdmuchnął jej mały płomyk świecy. Łzy spłynęły po jej policzkach i spuściła głowę. - Ty głupia dziewczyno. Chcesz Go zdenerwować!? - Warczał zły. - Jak chcesz się modlić, to idź tam, gdzie na to miejsce! Nie TU!
- BÓG JEST WSZĘDZIE! - Zawołała. - Więc nie ważne, gdzie będę to robić!
- Nie Tu - groził, stając przed nią.
- Bo co!?
- Nie chciej się z Nim spotkać. Jeśli przyjdzie, na zawsze tu zostaniesz - ostrzegał.
- Mam go w du... - Przerwał jej, łapiąc jej twarz.
- Nie waż się tego mówić, jeśli chcesz żyć.
Znowu się wyrwała z jego szpon.
- Ja nie chcę żyć! - Zawołała, rozpłakując się w dobre. - Tyle czasu wierzyłam w to, że jesteś dobry! Tyle czasu się okłamywałam, a Ty! Ty jesteś zwykłym potworem! Za co mnie tak skrzywdziłeś!? Co ja Ci zrobiłam!?
Wyciągnął do niej swą wielką dłoń, ale nim złapał jej bluzkę, by zapłaciła za swoje słowa, powstrzymał się. Jej wzrok był tak przeraźliwie nasycony żalem i bólem, że aż zaniemówił. Nie bała mu się patrzeć w oczy. Nie bała się go wyzwać, a nawet i śmiała go pocałować. Tak. Ujrzał w odbiciu jej słonych łez potwora. Wielkiego potwora, który potrafił tylko oceniać i karać. Który potrafił tylko rozkazywać i zakazywać, gdy to właśnie Ona dała mu szansę zaistnieć.
Był wściekły na siebie i na nią, na wszystko. Zupełnie tak, jak za życia.
- Po co się tu pokazywałaś!? Po co mnie do siebie przyciągałaś!? - Wrzasnął.
- Nie wiedziałam, że cię tu ściągnę... -Przyznała zgodnie z prawdą. - I wiesz, co? Żałuję, że to zrobiłam... - Płakała.
Zrobił parę kroków od niej. Odwrócił się do niej tyłem. Już set lat nie czuł tego, co właśnie poczuł. Set lat nie znał smaku w ogóle uczuć. Zaczął je smakować z chwilą, gdy obróciła twarz na tej ścianie, w którą właśnie się wgapiał i pozwoliła mu posmakować już nie tylko łez, ale i krwi...
Zerknął przez ramię w jej stronę.
Klęczała na ziemi i wylewała przez niego łzy. Wcale go to nie bolało. Nie czuł się z tym źle, za to miał wrażenie, jakby historia zatoczyła koło i znowu miał przeżywać to samo, co za życia. Nie wiedział, że na tym będzie polegać jego istnienie. Oczekiwał zupełnie czegoś innego. Miał zostać tym, kim chciał być za życia. Miał zostać jednym z księżyców i oświetlać drogę ślepcom. Nie sądził, że to będzie tak trudne do zrobienia. Nie sądził, że dziewczyna, która ściągnęła go do siebie i nie pozwala mu odejść, wcale się go nie boi, a jeszcze pragnie wkroczyć w tę ciemość. Nie rozumiał jej w ogóle. Nie rozumiał tego, jak można być tak bardzo zdesperowanym, tak bardzo cierpiącym, że pomimo tego, co się dzieje i tak tego pragnie.
- Czyżby cierpiała gorzej ode mnie? - Przeszło mu przez myśl. - To niemożliwe. Gdyby to się stało, stał by się taka jak ja... Ale ona... Tak... Możliwe było to, że gorzej cierpi... Trafiła tu przecież z miłości...
On załatwił swoje sprawy, chciał wrócić. Ona nie załatwiła i chciała odejść. Jaki w tym sens? Czyżby była aż tak silna? Czy może tak głupia? Czy może tak zagubiona, że nie znała drogi powrotnej do swojego domu? Czy może ta miłość wypełniała ją tak po brzegi, że była na tyle odważna, by chcieć posmakować śmierć?
W pewnym momencie sądził, że ta dziewczyna nie odróżnia zła od dobra. Teraz wiedział, że robi to doskonale i świadomie chce sięgnąć zła.
- To jest dopiero zło absolutne - odrzekł spokojnie, nieco zaskoczony. - Nie mogę zabrać cię ze sobą - zaczął spokojnie, odwracając się do niej przodem. - Dzięki Tobie istnieję, a nie istniałbym, gdybyś nie posmakowała bólu i cierpienia. Jesteś ze mną od poczęcia. Jesteś moją stwórczynią, która karze mnie na bycie w tym świecie. Wiedz o tym, że On cię widzi. Cały czas. Uważa cię za dar. Pozwolił mi przyjść na Twą prośbę tylko z jednego względu.
Zerknęła na niego, ocierając łzy.
- Jakiego? - Wychrypiała.
- Abym cię do niego przyprowadził, ale ty nawet tutaj nie potrafisz zabić, choć Twój przyjaciel wyrządził ci tyle krzywdy. Jesteś po prostu związana. Nie jesteś sama. Jest ktoś, kto cię trzyma mocno i nie chce puścić.
- Kto?
- Ten, którego kochasz.
- Ja... Ja kocham Ciebie...
Jego oczy rozbłysły ogniem, tak samo, jak świeca, stojąca przed nią.
- Dlaczego... - Wysyczał, choć echo rozniosło się po murach, jakby wypowiedział to słowo przez mikrofon. - Skrzywdziłem cię i to nie raz...
- Nie wiem, dlaczego... Tak po prostu... Od zawsze...
Usłyszeli kroki obijające się głuchym echem, ale żadne z nich nie zwróciło na nie uwagi. Wpatrzeni byli w siebie, jakby cały świat przestał nagle istnieć. Jego skrzydła uniosły się ku górze, jak gdyby miał zamiar odlecieć. Szept ludzi nie był zbyt zrozumiały dla nich, nawet jeśli powinien, gdyż czarne szaty zbierały się wokół znaku, na których rogach pozapalali świece. Czuła na sobie ich wzrok, ale ta hipnotyzująca czerń była ważniejsza. Nawet rzucający się w oczy Czerwony, stając naprzeciw niej z zamaskowaną twarzą, nie był istotny. Liczył się tylko On.
- Miałeś dobre serce... - Wyszeptała. - Te skrzydła... Je przyćmiewają... Dlaczego tak cię ukarał? Czym sobie zasłużyłeś na to?
- Sępy krążą nad Naszym rewirem. Zabijają resztki Ciebie i resztki Mnie. - To mnie zabija - wyszeptał, po czym jego ciało mocno się spięło.
- Nie rozumiem... - Wyznała z żalem. - Wytłumacz mi - prosiła błagalnie.
- Puść mnie. Nie mogę już dłużej. - To mnie zabija - szeptał, a jego krwiobieg zaczynał być widoczny, zupełnie tak samo, jak wtedy u tego chłopca z pałacu.
Zaczęła panikować, widząc jego zmieniające się ciało. Serce uderzyło jej mocniej, widząc czarną łzę spływającą po jego jasnym policzku. Pokręciła głową.
- Nie - wyszeptała, doskakując do niego. - Nie. Przestań... - Złapała go za ramiona.
- Zbliżają się, są tuż za nami. Chcą Ciebie i Mnie... - Wydusił z siebie, unosząc głowę ku górze.
W jego ustach pojawiła się ta sama czarna maź, która wypłynęła mu spod powieki. Jego ogromne skrzydła zaczęły opadać z piór, a ona wpadła w ryk przerażenia.
- Nie możesz! Nikogo tu nie ma! - Krzyczała zapłakana. - Przestań! - Trzęsła jego płaszczem, jakby próbowała go obudzić. Tak bardzo się bała, że odejdzie, że pożałowała wszystkich swoich słów!
Mocny powiew wiatru przeleciał przez salę, ale tym razem nie był to wiatr spod jego skrzydeł. Wszystkie świece zgasły, a linie pentagramu stanęły w płomieniach, jakby posypane siarką, które dostały się małej iskry. Zdała sobie w końcu sprawę z tego, że stoi wewnątrz płonących linii. Dopiero teraz zauważyła, że jej Czarny Anioł stał poza nim. Zlękła się w tym momencie samej siebie, rozumiejąc, co się dzieje.
Zakazał jej mówić modlitw, bo bał się, że Go przywoła. A mówiąc o tym, że ktoś się zbliża, miał może namyśli ich! Tych świrniętych ludzi z sekty! Dopiero teraz usłyszała jakieś dziwne łacińskie słowa, wypowiadane przez Czerwonego, który przy tym robił dziwne ruchy w każdą ze stron świata, trzymając w obu dłoniach, na wyprostowanych sztywno rękach sztylet. Była tak przerażona, że zaczęła wrzeszczeć na całą salę, a może i cały las, a nawet świat.
Ręce jej Anioła się uniosły, jego skrzydła wyglądały jak u nietoperza. Wyglądały wstrętnie i ohydnie. Jego twarz się wychudziła; Jego płaszcz zniknął, rozdarty przez swoje paskudne ciało. Wcale już go nie przypominał, ale ona wierzyła, że to jest nadal On. Jej Czarny Anioł.
- Nie możesz... -Wypłakała, łapiąc znowu jego ramiona i trzęsąc nimi.
- Jesteśmy straceni... Nawet, kiedy siły się łączą... To koniec - wyszeptał, po czym obrócił głowę, tak jakby 'poprawiał' swój kark i wbił wzrok z powrotem w dziewczynę.
Pokręciła głową, zbierając w sobie siłę.
- To nie jest koniec! Bo końca nigdy nie będzie! - Zawołała tak pewnie i głośno, że aż Czerwony skupił na niej swój wzrok. - Nigdy na to nie pozwolę! Jeśli chcesz się ze mną zmierzyć, to wiedz o tym, że to JA stanęłam na granicy dwóch światów! To JA trzymam w dłoniach... - Wyciągnęła swą dłoń, nad którą pojawiła się promienista kula, a on się podle uśmiechnął, ukazując swe paskudne zębiska. - Wszystkich tych, którzy żyją nadal w sercach ludzi i nigdy nie zaznają Prawdziwej Śmierci, póki ludzie o nich nie zapomną - syczała pewnie z wielką siłą w głosie. - Jeśli żywisz się upadłymi, to wiedz, że stoją wokół Ciebie, nie przed Tobą i nie pod Tobą! I NIGDY NIE POZWOLĘ, ŻEBYŚ ZABRAŁ MI MOJĄ MIŁOŚĆ! - Wrzasnęła, pchając kulę w jego stronę. - Bo To jest To, co Ciebie Nigdy nie dotyczyło! Co Cię niszczy! - Kula wbiła się z wielkim hukiem w pierś potwora, któremu zszedł uśmiech z twarzy. Jego mina wyrażała teraz tylko szok. Jakby wcale się nie spodziewał, że właśnie Ona może go ugodzić.
Amelia powtórzyła czyny, raz za razem, aż do osiągnięcia swojego celu. Oślepiające światło wypełniało pomieszczenie raz po raz. Jej łzy nadal spływały. Ręce drżały z przerażenia, ale to On tutaj był dla niej najważniejszy. Nie patrzyła nawet na to, że z każdym jej ciosem traciła siłę. Za piątym ciosem doznała wrażenia, jakby to swoją własną duszę wyrzucała w ciało potwora. Pomyślała o tym, dopiero gdy upadła na posadzkę, ponieważ jej ciało zrobiło się zbyt ciężkie, by nogi mogły ją utrzymać. Nie chciała nawet myśleć, że sama się właśnie zabijała. Co to, to nie!
Zrobiło się jej ciemno przed oczami. Światło ognia z okręgu, w którym się znajdowała, gasło, albo to ona gasła. Przed oczami stanął jej znowu parkan, za którym znajdował się ten dziwny cztero grobowy cmentarz, a przez jedną ze szpar widniało czarne, błyszczące oko, które ją podglądało. Nie zdążyła się podnieść, a już się odsunęła od drewnianego płotu, szurając ciałem po ziemi. Nie chciała się bać tych oczu. Nie rozumiała, dlaczego w ogóle się boi tego, że ktoś na nią po prostu patrzy. To było chyba gorsze od samej obecności tych stworów. Ich wzrok mrożący krew w żyłach.
Gdy zamrugała parę razy, próbując przełamać strach przed wgapiającym się w nią okiem, bo przecież tylko na nią patrzyło, ujrzała łukowaty sufit sali w pałacu. To znaczyło, że zdołała się przełamać albo i po prostu zdołała uciec, a po drugie, znowu leży na środku pentagramu wśród wariatów. Nawet nie poczuła tego, że upada. I zdążyła zamknąć powieki, gdy poczuła znany jej smak pazura na całej długości jej ciała, po czym dziwne wyzwolenie ze wszystkiego.
- Wrócił... - Przeszło jej przez myśl, gdy pozwolił jej ujrzeć swą twarz, ale nie miała jeszcze siły zdać się nawet na uśmiech.
Jego skrzydła z powrotem okryte tymi pięknymi, czarnymi piórami wydawały się przygotowywać do wystartowania z ziemi, poza tym, że pięknie lśniły wśród światła ognia, poprowadzonego po wszystkich liniach znaku. Nigdzie nie odleciał.
Jej oddech się znacznie przyśpieszył, gdy poczuła znowu na swym ciele jego pazur. Natychmiast chciała się podnieść, ale to też było nie do zrobienia, bo jej nadgarstki i kostki nóg znowu zostały przytwierdzone do posadzki. Uniosła głowę, zaczynając czuć niemiły żar pod swoim ciałem. Właśnie zrozumiała, że leżała przed nimi wszystkimi zupełnie naga, a ogień nadal się palił, który pomału odbijał swe linie na jej plecach, ramionach, udach i łydkach.
- Nie... - Wyszeptała przerażona, widząc, że zbliża się do niej już całkiem. - Nie możesz... - Kręciła nerwowo głową. - Uratowałam cię... - Szeptała z paniką.
- Jesteśmy straceni... Nawet kiedy siły się łączą... To koniec - powtórzył, szepcąc, a jego ciało wypełniło jej.
Nawet ból wrzynających się sznurów w jej kończyny nie dorównywał temu. To było coś, co okazało się, że bardzo dobrze znała. Jej łzy się wstrzymały, a jej klatka piersiowa stanęła w bezruchu. Ślepy wzrok wbity miała w ciemność sufitu, gdy ten zacisnął swe szpony na jej ramionach, jeszcze bardziej dociskając ją do twardej posadzki. Jego skrzydła zaczęły trzepotać niczym u godującego wróbla.
Nie mogła tego znieść. Czuła się pogwałcona psychicznie, czując wzrok tych wszystkich psychicznych ludzi, oglądających widowisko. Czuła się jak ofiarowany żywcem dar, dla tego, kto na to nie zasługiwał. Znowu nie miała pojęcia, czy go widzą. On mówił, że nie, ale gapili się na nią... No tak. Gdyby go widzieli, patrzyliby na Niego. Ale dzięki temu, że zwróciła wzrok na nich, dostrzegła i zrozumiała bardzo jasną rzecz. Liny ją obezwładniające wcale nie musiały jej krępować. Natychmiast spięła kończyny, by móc przeciągnąć liny nad ogień. Wystarczył tylko mały płomień, a poczuła już władzę, łapiąc go za ramiona.
Wszystko zniknęło, a ona miała wrażenie, że nic się nie stało. Ból, łzy, żal, przerażenie, wszystko wyparowało. Został tylko jeden. Ten, który upalał jej skórę, na pozostałościach nadal związanych lin na jej nadgarstkach.
Zerknął na jej dłonie, po czym na jej wysuszone policzki od łez. Ogień z jej rąk przedostał się na jego płaszcz, ale żadne z nich nie zwracało na to zbyt dużej uwagi.
- To się nie dzieje naprawdę - wyznała, nie odrywając od niego wzroku. - Pragnęłam tego. Cały czas. Przecież tego właśnie chciałam. Pragnęłam się z Tobą kochać. Pragnęłam Cię mieć. Pragnęłam być z Tobą... - Mówiła jak w transie. - To mnie nie boli. - Zerknęła na palące się jej dłonie i jego ramiona.
Podniosła głowę i złączyła z Nim swe usta. Nie zamierzała się od niego odsuwać. Pragnęła go. Całowała go tak, by tylko zapomniał o całym istniejącym złu; tak, by, jak najbardziej pokazać mu to, że jej słowa nie są puszczone na wiatr; tak, żeby wiedział, że nie jest sam w tym brudnym świecie; że mogą połączyć swe samotne życie i błądzić dalej w przestworzach, ale już razem. Błagała w myśli, żeby wszystko zniknęło, by móc być tylko z Nim i tylko dla niego.
Czarny Anioł zerwał się nagle z miejsca razem z dziewczyną i w sekundę wyleciał przez jedno z dużych okien z sali, by wzbić się w górę i przebić się przez drugie okno na piętrze, od razu rzucając ich ciała na posłane łóżko z baldachimem w sypialni zmarłej.
Jego skrzydła zniknęły tak jak jego uszkadzające jej ciało szpony. Był tylko On, który jak szaleniec wtopił się w jej usta, a potem w szyję i piersi. Miała wrażenie, jakby scałowywał z niej cały doznany ból, jaki po trochu obdarowywało ją życie. Był niczym zabijający narkotyk, który przed śmiercią mocno dogadzał.
Objęła jego plecy, przyciągając go mocno do siebie.
- Mój Bill... - Wyszeptała niemalże w jego usta, w których pozwoliła sobie utonąć.
Czując w końcu tę samą rozkosz z połączonych ciał, wyznała.
- Teraz mogę umierać...
- Nie pozwolę ci na to. Nigdy... - Pchnął swoimi biodrami tak mocno, że aż zaparło jej dech w piersiach, a jej ciało się wygięło, dlatego złożył na środku jej klatki piersiowej pocałunek, sapiąc.
- Jej pozwoliłeś... - Wyszeptała na wydechu.
- Bo na to zasłużyła...
- Nikt na to... - Wypełnił ją ponownie. - ... Nie zasługuje... - Dokończyła, gdy złapała oddech, wbijając w jego lodowate ciało tym razem swoje pazury.

Promienie słońca sprawiły, że druga strona powiek, stała się czerwona, przez co właśnie się zbudziła. Przetarła twarz dłońmi i wbiła wzrok w nie biały sufit, co ją poruszyło i pozwoliło jej się podnieść.
- To nie był sen!? - Zawołała spanikowana, widząc 'zaczarowaną' komnatę w pałacu.
Natychmiast podniosła swoje ciuchy z ziemi i włożyła je na siebie, uprzednio sprawdzając swój krok, który wcale jej nie bolał. Cóż się dziwić? Przerwane po całości ciuchy, też nie były przerwane.
Ktoś zapukał do drzwi, dlatego cała zdrętwiała. Obróciła się wokół własnej osi, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Bała się tych psychicznych ludzi! I gdy się właśnie tak obracała, dostrzegła nadal spoczywające ciało w łóżku. Pukanie ponownie się rozległo.
- Alicio, wszystko dobrze? - Usłyszała męski głos za drzwiami.
- Alicia... - Wyszeptała, widząc przebudzającą się dziewczynę.
Jej jasne włosy były niemalże takiej samej długości jak Amelii. Piwne oczy, jak dwa błyszczące kasztany zdobiły jej twarz. Delikatne piegi na policzkach i nosie sprawiały ją taką niewinną...
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że właśnie na nią patrzyła, tymi wielkimi kasztanami.
Amelia się zmieszała. Naprawdę nie wiedziała, co ma zrobić!
- Tato! - Wrzasnęła dziewczyna, podkurczając swe nogi.
- Nie. - Spanikowała Amelia. - Nic ci nie zrobię. Ja...
Dziewczyna ją zmierzyła, dlatego zrozumiała, dlaczego się tak boi.
- Ja chciałabym zapytać, czy byś nie pożyczyła mi sukienki... Nie mam pieniędzy, a ty masz ich pełno... Więc pomyślałam... - Mówiła szybko, zdezorientowana.
- Kim jesteś? Co tu robisz?
- Jestem Amelia... - Rozejrzała się, sama nie wiedziała, co tu robi. - Znasz Billa?- Wypaliła szybko.
- Nie. - Zmarszczyła nos. - Cóż to za Bill?
Teraz Amelia wytrzeszczyła oczy.
- A Tom? - Spróbowała z nadzieją.
- Nie. Cóż to za Tom?
- Naprawdę? Bill... Ten, co do ciebie pisze listy - wytłumaczyła z ostatkami nadziei.
- Ohh! - Wyskoczyła z łóżka i stanęła przy swej komodzie, co najmniej, jakby Amelia miała jej coś z niej ukraść. - Skąd...!
- Alicia! Czy wszystko jest dobrze!? Martwię się!
- Tak, ojcze! Wszystko jest dobrze. Zaraz przyjdę - uspokoiła. - Skąd o tym wiesz!? - Zawołała do Amelii.
- Em... Tylko się domyśliłam... Nie wiedziałam.
- Jak komuś powiesz... - Zagroziła jej palcem.
- Nie! Nie powiem nikomu! Obiecuję - zapewniła, dodatkowo również odpowiednio gestykulując dla wiary w swoje słowa.
Alicia zmierzyła ją ponownie.
- Co to za ciuchy? Skąd pochodzisz? - Obeszła ją wokół i nawet dotknęła. - Czemu tak faflunisz?
- Ja... Jestem... Ja jestem zza granicy. Taka mała wieś, której na pewno nie znasz. - Machnęła ręką z sercem w gardle.
- Tak? To, skąd znasz Billa?
- Jak tu przyjechałam, to jakaś dziewczyna mi mówiła, że jest bardzo przystojny...
- Kto ci o tym powiedział? Co to za dziewczyna?
- Nie wiem. Nie znam jej. Pytałam ją o drogę, kawałek mnie odprowadzała i tak przy okazji mi o tym wspomniała.
- Co robisz w mojej sypialni? I jak tu się dostałaś? Służba cię wpuściła?
- Tak. Byli niechętni, ale ich namówiłam. Sama zobacz, jak wyglądam. Nie chcę wyjść przy ludziach za czarownicę, więc...
- Oh! Może ty jesteś czarownicą!? - Zakryła swe usta dłonią.
- Nie. Nie jestem! Naprawdę. Przyjechałam tutaj do pracy, na mojej wsi jej nie ma... Dowiedziałam się w mieście, że jesteś jedynaczką, że masz najpiękniejsze suknie i, że ty możesz mnie łaskawie w jedną obdarować...
- Tak o mnie mówią? - Poruszyła brwią i się uśmiechnęła. - Cudnie - odrzekła z lekką ironią i otworzyła szafę.
- Więc to prawda, że piszesz z nim listy?
- Nie. To On do mnie pisze. Ja nie długo wychodzę za mąż, za Księcia - zaznaczyła z triumfem.
- Więc nie czujesz nic do niego?
- Do kogo? Do Billa? Nie wiem. Nie umiem się zdecydować. Raz sprawia, że mam uśmiech na twarzy, raz przyprawia mnie o łzy. Nie może zrozumieć tego, że moje serce należy do Księcia, nie do kogoś takiego, jak On.
Amelia poczuła gniew, który z całych sił próbowała teraz ukryć. Pomimo że dla niej również był raz miły, raz zły, więc miała teraz już pewność, że rozmawiają o tej samej osobie.
- Nie powiedziałaś mu o tym...
- Czemu się tak nim interesujesz? Może jesteś z nim, co? I przysłał cię na zwiady. - Podała jej jedną z sukien, którą od razu wciągnęła na swoje ciuchy, co Alicia potępiła miną.
- Jesteś ohydna - skomentowała. - Bill by takiej nie wziął, więc na pewno nie jesteś od niego. Może od Nicka?
- To jego brat? - Serce zabiło jej mocniej.
- Tak. Starszy brat. Jest gorszy od Billa.
- Znasz go dobrze?
- Nie interesują mnie oni. Nachodzą mnie tylko wtedy, gdy nie mam dla nich czasu.
- Nick też?
- Głucha jesteś? Właśnie to powiedziałam.
- Dla nich też jesteś taka niemiła? - Skwasiła się.
- Dlaczego mam być miła? Bill jedynie, czego pragnie, to tego, abym wyszła za Hansa, uśmierciła go i żebym się z nim ożeniła, by mógł dojść do władzy.
- O matko! - Tym razem Amelia zakryła usta.
- Nie chwal się tym nikomu. Tutaj wszystko szybko się rozchodzi - zaznaczyła poważnie. - Jeśli szukasz pracy, to chętnie cię zatrudnię. Możesz być moją przyjaciółką. Wyglądasz młodo, byłabyś nawet ładna, gdybyś uczesała włosy i... - Uniosła jej dłoń. - Wyczyściła paznokcie. - Wytarła swą dłoń w swą suknię do spania, po puszczeniu Amelii dłoni. - A teraz chodź umyć dłonie, bo zaraz mi umyjesz plecy. - Weszła do łazienki.
Amelia zaskoczona powędrowała za nią. Nigdy by się nie spodziewała takiego obrotu sprawy.
- Nick jest tak samo przystojny, jak mówią o Billu?
- Chcesz sobie wziąć Billa? Chętnie ci go oddam. Jest czasem natrętny. Ciągle mi mówi o gwiazdach i księżycu. Mam dość spacerów w nocy. Mój ojciec się na nie nie zgadza, a za każde skłamanie dostaję lanie.
- O matko... Dlaczego go tak nie lubisz? Jest romantykiem. Ty nią nie jesteś?
- Jestem, ale on nie wkomponowuje się w mój obraz. Mój ojciec twierdzi, że on nie ma nic do zaoferowania, jak tylko swoje nasienie.
- Ale... Jeśli wyjdziesz za Księcia, to będziesz musiała z nim zamieszkać, a przecież twój pradziad mówił, że rodzina ma być w komplecie.
- Skąd masz takie informacje!? - Zawołała.
- Ludzie... Plotkują... Chyba już... - Skończyła myć jej plecy, przerażona. Poczuła właśnie to, że chyba za dużo jej mówi.
- Przynieś mi suknię. Dziś... Tę bordową, brzydką. Spotykam się dzisiaj z nim - wymruczała.
- Z Billem?
- Coś ty taka ciekawska? - Skarciła.
Amelia wróciła do sypialni. Tak bardzo ją kusiła ta komoda, że nie mogła się powstrzymać. Otworzyła cicho szufladę.
- Gdzie ona wisi? - Zawołała dla ukrycia, grzebiąc w listach. Wzięła pierwszy lepszy z brzegu w dłoń, ale właśnie rozległo się pukanie w drzwi i szybko ją zasunęła, gdy się otworzyły. Stanął w drzwiach On. Na jej widok zatrzymał się w nich. Usłyszała tylko wołanie Alici "Kto to?".


CDN

1 komentarz:

  1. Ale się porobiło! Ciekawa jestem, co będzie dalej, bo zapowiada się niezła akcja z Alicią!

    OdpowiedzUsuń

Twoje kilkanaście sekund na komentarz jest dla mnie motywacją do publikacji nowych odcinków :)